Bartosz Węglarczyk: „Sukces” czeka ewolucja, a nie rewolucja
Z Bartoszem Węglarczykiem, nowym redaktorem naczelnym magazynu „Sukces”, rozmawiamy o zmianach, jakie mają zajść w tym tytule oraz o polskim rynku magazynów luksusowych.
Krzysztof Lisowski: Funkcję redaktora naczelnego magazynu „Sukces” objął Pan niewiele ponad miesiąc temu. Z jakimi odczuciami zasiadał Pan w fotelu redaktora naczelnego? Badania czytelnictwa i sprzedaży pokazują, że „Sukces” ma poważne problemy…
Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny magazynu „Sukces”: Myślę, że kondycja „Sukcesu” rzeczywiście jest nie najlepsza. Wystarczy spojrzeć na nakład oraz sprzedaż. Uważam, że „Sukces” walczył z tytułami, które są od niego dużo większe, bardziej doświadczone i po prostu mają dużo więcej pieniędzy. Widać było, że „Sukces” tę walkę przegrywał.
Niezależnie od sytuacji stanął Pan na czele pisma, które za sprawą wieloletniej tradycji jest marką samą w sobie. Jak Pan chce wyprowadzić „Sukces” na prostą?
W ciągu najbliższych miesięcy „Sukces” będzie się bardzo zmieniał. Nie będziemy prowadzić walki na rynku luksusowych magazynów dla pań. Inna kwestia, że ja zupełnie nie znam się na robieniu pism dla kobiet i nie odważyłbym się stanąć do walki z „Twoim Stylem” lub „Panią”. Nie będziemy prowadzić takiej walki. Zamierzamy zmieniać „Sukces”, chcemy przede wszystkim zmienić jego profil. Na rynku panuje generalnie trudna sytuacja i nikt nie ma milionów złotych, żeby z dnia na dzień przeprowadzać rewolucję. Dlatego „Sukces” będzie raczej ewoluował w kierunku magazynu o charakterze biznesowo-lifestylowym. Jeśli miałbym powiedzieć, kogo chcemy zainteresować tym tytułem, to będą to zarówno kobiety, jak i mężczyźni (płeć nie ma znaczenia). Osoby, które utrzymują się z własnej pracy niezależnie od tego, czy zarabiają kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. Chcemy wrócić do tego, aby tytuł tego magazynu określał jego zawartość. Chciałbym zatem, aby tematem tego pisma był szeroko pojęty sukces, zawodowy czy też społeczny lub wręcz odwrotnie – spektakularna klęska.
Mówimy o teorii, zatem jak w praktyce ma wyglądać ewolucja „Sukcesu” w ciągu najbliższych miesięcy?
Przede wszystkim chciałbym, aby w „Sukcesie” znajdowały się teksty bardzo wysokiej jakości. Ja jestem wychowankiem „Gazety Wyborczej”, w której bardzo dba się o czysto dziennikarsko-redaktorską jakość artykułów. Chciałbym, aby na takim samym poziomie były teksty publikowane w „Sukcesie”. Chciałbym, aby w każdym numerze naszego magazynu było kilka bardzo dobrze zilustrowanych tekstów i aby nie były to materiały puste, tylko, żeby mówiły coś o ludziach. Na pewno będzie zmieniać się layout oraz zawartość, ale nie stanie się to z dnia na dzień. Bardzo bym chciał, aby za kilka miesięcy „Sukces” w bardzo małym stopniu przypominał „Sukces” z dzisiaj – zarówno pod względem działów, jak i wyglądu. Zmiany te muszą być rozłożone w czasie, ponieważ niestety w mediach nastały takie, a nie inne czasy i zmian nie da się przeprowadzić z numeru na numer. O z mianach będziemy informować.
Rozmawiamy o dużych zmianach, jakie mają zajść w „Sukcesie”. Tymczasem redakcja składa się obecnie z zaledwie trzech redaktorów. W jaki sposób chce Pan przeprowadzić duże zmiany mając tak okrojony zespół?
Po pierwsze – „Sukces” jest obecnie częścią bardzo dużego koncernu i w związku z tym mamy duże wsparcie z różnych stron. Proszę popatrzeć na Agorę – tam składy redaktorskie tez nie są duże. Koncerny muszą w dzisiejszych czasach działać jako całość. Jesteśmy wspierani przez działy graficzne, również redaktorsko jesteśmy wspierani przez inne części Presspubliki, głównie przez „Rzeczpospolitą”, ale nie tylko. Po drugie – ja uważam, że złote czasy mediów były bardzo fajne i zawsze bardzo dobrze jest pracować w dużym zespole, ale mimo to nie zgadzam się z opinią, że trójka redaktorów nie jest w stanie przygotować takiego pisma… Uważam, że trójka redaktorów jest absolutnie w stanie przygotować wysokiej jakości miesięcznik. Nie jest to może wystarczająca liczba, aby przeprowadzić rewolucję, ale ewolucję – jak najbardziej.
Chce Pan całkowicie zmienić grupę docelową „Sukcesu”. Przez wiele lat magazyn ten był postrzegany jako pismo dla pań. Teraz wchodzicie w zupełnie nowy segment. Kogo będzie Pan upatrywał jako swoich głównych konkurentów?
Powiem szczerze, że ja się nie boję konkurencji. Nie mam takiego poczucia, że mam się kogoś bać, mogę natomiast powiedzieć o ideale, do którego dążymy, a jest nim pismo „Vanity Fair”. Tytuł ten podaję jednak z pokorą i chciałbym, aby ta pokora była tu jasna, ponieważ mam świadomość, że nie zrobimy aż tak wspaniałego pisma. Ta pokora bierze się stąd, że są to inne pieniądze i inny rynek – wszystko tu jest inne, co doskonale rozumiem. Uważam jednak, że trzeba sobie stawiać poprzeczkę bardzo wysoko, bo tylko wtedy osiągniemy maksimum tego, co potrafimy. To jest pismo, na którym ja się wzoruję. Natomiast jeśli chodzi o konkurencję, to w Polsce nie ma takich pism, ponieważ rynek luksusowych magazynów jest podzielony na pisma dla mężczyzn i pisma dla kobiet, co sprawia , że nie mamy bezpośredniej konkurencji. W pewnym sensie dla nowego „Sukcesu” konkurencją będzie i „Twój Styl” i, z drugiej strony, w jakiejś części, „Forbes”. Nie widzę pisma, z którym będziemy się bezpośrednio zderzać.
„Sukces” cały czas kojarzony jest jednak jako pismo dla kobiet. Z pewnością będziecie musieli przeprowadzić kampanię reklamową skierowaną do nowej grupy docelowej. Kiedy taka kampania ma szanse wystartować?
Tak, będziemy robić taką kampanię, ale nie mogę w tej chwili mówić ani o jej zasięgu, ani rozmiarze, ponieważ nie zapadły tu jeszcze ostateczne decyzje. Oczywiście, ma Pan absolutnie rację, kluczową rzeczą dla nas jest to, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o zmianie w „Sukcesie”. Ale już w piątkowej „Rzeczpospolitej” ukaże się fragment naszego tekstu i myślę, że będzie on bardzo jasnym sygnałem dla czytelników – w tym przypadku czytelników „Rzeczpospolitej” – jakie teksty będą ukazywały się w „Sukcesie”.
Znalazł się Pan w „stajni” Grzegorza Hajdarowicza, który bardzo mocno stawia na multimedia. Czy „Sukces” pójdzie intensywnie tym tropem?
Grzegorz Hajdarowicz stawia na nowe media, co jest mi osobiście bliskie. Zgadzam się z jego oceną rynku medialnego. Dla nas, dziennikarzy, sprawą życia i śmierci jest uwierzenie w te nowe media i okiełznanie ich. W związku z tym oczywiście nowe media będą tu dla nas jednym z najważniejszych kierunków. Teraz znajdujemy się w okresie przejściowym, kiedy z jednej strony trzeba walczyć o sprzedaż na papierze – co jest oczywiste, bo z tego gównie wszyscy żyjemy – a z drugiej strony trzeba walczyć o przestrzeń w nowych mediach, bo za chwilę to z niej właśnie będziemy żyli. „Sukces” jest już dostępny na aplikacji na iPadzie, wydaje mi się że lutowy numer w aplikacji iPadowej jest lepszy od poprzedniego i będziemy bardzo pracować nad tym, żeby to rozwijać. Myślę, że zmiany będą szybciej widoczne w nowych mediach niż na papierze.
Od 1989 roku był Pan związany z „Gazetą Wyborczą”. Jak Pan z perspektywy dwudziestu paru lat patrzy na czas spędzony w Agorze?
Uważam, że to był fantastyczny okres w moim życiu. Wszystko, co wiem o dziennikarstwie, zawdzięczam „Gazecie Wyborczej” i ludziom, którzy w niej pracowali. Myślę jednak, że naturalne w życiu jest to, że trzeba próbować nowych rzeczy. Przeszedłem do „Sukcesu”, bo chciałem spróbować czegoś nowego. W „Gazecie Wyborczej” robiłem już wszystko. Zacząłem tam pracować jako człowiek od robienia kawy i herbaty. Ostatnio, gdy liczyłem stanowiska, jakie zajmowałem w „Gazecie”, okazało się że przez 23 lata było ich kilkanaście. Wydaje mi się, że w „Gazecie” osiągnąłem wszystko, co mogłem osiągnąć i w związku z tym nadszedł czas, by rzucić sobie jakieś nowe wyzwanie, spróbować swoich sił z inną grupą ludzi. „Gazeta” była trochę jak taka rodzina, ale po pewnym czasie przychodzi taki moment, że trzeba się z domu wyprowadzić i spróbować życia samodzielnego – i ja tego właśnie próbuję. Ale na pewno nie żałuję ani jednego roku spędzonego w „Gazecie Wyborczej”.
W jakim kierunku – Pana zdaniem – w najbliższych miesiącach/latach pójdzie polski rynek medialny?
Z charakteru jestem pesymistą, a w związku z tym mam sceptyczny stosunek do tego, co się dzieje. Uważam, że dziennikarstwo zagraniczne, czyli to, czym zajmowałem się przez 20 lat, straszliwie schodzi na psy. To nie jest fenomen tylko Polski, jest to fenomen ogólnoświatowy.
Gazety w tradycyjnym znaczeniu tego słowa przestają istnieć na naszych oczach, uważam, że prasa codzienna umiera. Kwestia tego, jak szybko umrze – tu są różne opinie, ale fakt, że umiera jest poza dyskusją. Uważam, że poważne dziennikarstwo polityczne, zarówno zagraniczne, jak i krajowe, ma się fatalnie. Poziom ignorancji w tym dziennikarstwie jest według mnie zatrważający.
Jestem zmęczony wojnami ideologicznymi, które toczą się w polskim dziennikarstwie – to jest już bardzo polski fenomen. Przejście do „Sukcesu” jest dla mnie też formą ucieczki od tego wszystkiego. W Polsce poziom nienawiści dziennikarzy do dziennikarzy jest dla mnie zupełnie czymś niepojętym. Ignorancja w dziennikarstwie jest fenomenem światowym, ale nienawiść jest typowo polska.
Jak chodzi o prasę codzienną, to w tej chwili nie znam nikogo, kto miałby sensowny pomysł na jej uratowanie. Jeśli chodzi o magazyny, od tygodników po miesięczniki, mają one jakąś szansę, co widać po nakładach, które się utrzymują, zwłaszcza w przypadku miesięczników.
Wydaje mi się, że żyjemy w bardzo płynnym okresie i wszelkie przewidywania mijają się z celem, bo tak naprawdę nikt nie wie, jak to się będzie zmieniać. Myślę, że nowe media to nasz ratunek. Ale, jak Pan dobrze wie, nowe media nie są w stanie utrzymać się w tej chwili same z siebie, są w stanie utrzymać się tylko na minimalnym poziomie. Tak jak w Agorze, Presspublice i innych koncernach, nowe media nadal utrzymują się ze starych mediów. Gdyby np. dzisiaj zniknęły gazety codzienne, gdyby ogłosiły one strajk i przestały wychodzić, to telewizyjne stacje informacyjne przestałyby nadawać, bo oni żyją wyłącznie z prasy codziennej. Gdy włączy Pan rano telewizję informacyjną, przez pół dnia ma Pan po prostu przegląd prasy. Jest więc w tym wszystkim tyle niewiadomych, że nie odważyłbym się powiedzieć, w którą stronę pójdzie rynek medialny, zwłaszcza jeśli chodzi o gazety. Ale telewizja też się bardzo zmienia; główna antena TVN za 5 lat będzie wyglądać zupełnie inaczej niż wygląda dziś, tak jak dziś wygląda zupełnie inaczej niż przed pięcioma laty. Dopiero za parę lat zobaczymy, kto z dzisiejszych właścicieli mediów zrobi pieniądze. Ci, co zrobią pieniądze to ci, którzy dziś mają rację na temat tego, w jakim kierunku zmierzają media.
O rozmówcy
Bartosz Węglarczyk jest redaktorem naczelnym magazynu „Sukces” od grudnia 2011. Od 1989 roku pracował w Agorze. Ostatnio był wydawcą serwisu Wyborcza.pl i dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, a wcześniej przez wiele tal kierował działem zagranicznym „Gazety Wyborczej” oraz był jej korespondentem w Moskwie, Brukseli i Waszyngtonie. Ma także spore doświadczenie w innych mediach. Jest m.in. jednym ze współprowadzących poranny program „Dzień Dobry TVN”.
Dołącz do dyskusji: Bartosz Węglarczyk: „Sukces” czeka ewolucja, a nie rewolucja
lubie wyzwania i jestem bezpruderyjna