Cena bitcoina to sinusoida sterowana emocjami, jego wartość może spaść o 90 procent
W ciągu ostatnich tygodni bitcoin oraz inne kryptowaluty przeszły drogę od bardzo wysokich wartości po poważną korektę kursów wywołujących popłoch wśród inwestorów. Według ekspertów rynków finansowych nie ma w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę, że kurs kryptowalut jest oparty na chwilowych emocjach ich posiadaczy. – W założeniach bitcoin i kryptowaluty nie są złym pomysłem, ale w wydaniu spekulacyjnym stają się bardzo ryzykownym narzędziem do inwestowania. Teoretycznie wartość bitcoina może sięgnąć 50 tysięcy dolarów, ale nawet jeśli pęknie „bańka” kryptowalut to nie wyrządzi wiele szkód globalnej gospodarce – oceniają dla serwisu Wirtualnemedia.pl analitycy, inwestorzy i finansiści.
Rynkowe losy bitcoina i innych kryptowalut w ciągu 2017 r. układały się dynamicznie. W styczniu wartość bitcoina szacowano na ok. 970 dol. za sztukę, tymczasem po miesiącach wzrostów pod koniec listopada cena przekroczyła psychologiczną barierę 10 tys. dol. za sztukę, zaś niedługo później – w pierwszej połowie grudnia - wzrosła do 15 tys. dol., co dało wycenę waluty na poziomie 256 mld dol. Kolejny rekord przyszedł w drugiej połowie grudnia wraz z osiągnięciem przez bitcoin kwoty 20 tys. dol. za sztukę.
Wraz z rosnącą wartością bitcoina, a w ślad za nim innych kryptowalut pojawiły się wątpliwości dotyczące stabilności ich kursów i podejrzenia o to, że wirtualny pieniądz jest kolejnym przypadkiem „bańki” spekulacyjnej, której pęknięcie może oznaczać dla rynku finansową katastrofę.
Taki klimat wokół kryptowalut oraz inne czynniki rynkowe spowodowały pod koniec grudnia 2017 r. poważną korektę. 28 grudnia cena bitcoina według danych serwisu Coindesk oscylowała wokół kwoty 14 tys. dol. Pomimo spadków wartości większości kryptowalut eksperci podkreślali, że inwestorzy w dłuższej perspektywie i tak mogą być zadowoleni z kursu, który ostatecznie wciąż przynosi spore zyski.
Kryptowaluty to ryzyko, bitcoin mógłby kosztować 50 tys. dol.
O ocenę bieżącej sytuacji i przyszłości bitcoina oraz innych kryptowalut serwis Wirtualnemedia.pl poprosił analityków giełdowych i ekspertów rynków finansowych.
Wszyscy zapytani nie kryją obaw związanych z inwestowaniem w wirtualny pieniądz z powodu braku jego stabilności, różnie jednak widzą skalę zagrożeń oraz czynniki jakie mają wpływ na obecne i przyszłe losy kryptowalut z punktu widzenia inwestorów.
Alfred Adamiec, zarządzający aktywami w Niezależnym Domu Maklerskim SA wątpi czy handel wirtualnym pieniądzem można w ogóle nazwać inwestycją i zwraca uwagę na niską świadomość większości osób zaangażowanych w obrót kryptowalutami.
- Bitcoin jest tylko jedną z wielu kryptowalut, najbardziej popularną, ale wcale nie najszybciej drożejącą – zauważa Alfred Adamiec. - Nie sposób określić fundamentalnej wartości kryptopowalut, ponieważ ich kreowanie – z istoty samej idei – nie zostało ograniczone przez instytucje publiczne. Wprawdzie zostało zdefiniowane maksimum możliwych do wyemitowania bitcoinów, ale nie ograniczono ilości i rodzaju tworzonych kryptowalut. Konkurują więc one same ze sobą. Ich wartość, a właściwie bieżącą cenę, ustalają jedynie transakcje na najróżniejszych platformach obrotu. Na każdej z nich w tym samym czasie występuje inna cena. Przypomina to nieco rynek walutowy. Jednak obecnie prawo powszechne nie nakłada na nikogo obowiązku akceptacji kryptowalut jako spełnienia świadczenia przez dłużnika zobowiązań pieniężnych. A posiadacz tradycyjnej waluty nie może spotkać się z odmową jej akceptacji przez wierzyciela.
Zdaniem eksperta kryptowaluty cechują się bardzo dużymi wahaniami kursu, co w znacznym stopniu utrudnia wyrażanie wartości majątku właśnie w tych instrumentach.
- Niesie to wielkie ryzyko dla przedsiębiorców akceptujących płatności kryptowalutami – przestrzega Adamiec. - Trudno sobie więc wyobrazić firmę, która byłaby skłonna przyjmować płatności jedynie lub głównie bitcoinem. Innym problemem jest bezpieczeństwo obrotu. Zwolennicy tego typu tworów twierdzą, że nie można ich ukraść. Tymczasem w 2016 r. z jednej z największych platform obrotu Bitfinex skradziono niemal 120 tys. bitcoinów. Dziś ich wartość przekroczyłaby 2 mld dol.
Nasz rozmówca podkreśla, że bitcoin i inne kryptowaluty wabią dynamicznym wzrostem ceny. Jednak obrót nimi trudno nazwać inwestycją.
- Nie sposób określić ich wartości, mało kto rozumie jak są tworzone, jakie mają cechy i jak funkcjonują – wyjaśnia analityk. - Wielu obracających bitcoinem nie wie niemal nic o systemie łańcucha bloków, który legł u podstaw teoretycznych tego rozwiązania. To wszystko przybliża lokowanie kapitału w bitcoiny do hazardu. A rosnąca liczba laików na tym rynku pompuje coraz mocniej bańkę spekulacyjną, która wcześniej czy później powinna pęknąć. Ale to co jest słabością kryptowalut – trudność w oszacowaniu realnej wartości - w odniesieniu do terminu pęknięcia bańki stanowi zaletę. Nie sposób wręcz to określić, bo to zadanie podobne do przewidzenia, kiedy ktoś rozbije bank w ruletce. Jednak nie powinno się lekceważyć kwestii kryptowalut, ponieważ sama ich idea przeciwstawienia się omnipotencji państwa w stosunkach gospodarczych i zapobiegania utraty wartości pieniądza klasycznego z pewnością potrzebuje rozwiązań chronionych prawem powszechnym.
Podobnie jak Adamiec obecną sytuację kryptowalut widzi w rozmowie z nami jeden z analityków finansowych, który pragnie zachować anonimowość.
- Kryptowaluty to na dziś temat dla wytrawnych spekulantów. Cena bitcoina może rosnąć znacząco tak długo jak będzie zaufanie uczestników rynku do tej formy przechowywania wartości – przewiduje analityk. - Przykładowo, w znacznym uproszczeniu, jeśli założymy że łączna wartość rynkowa wszystkich bitcoinow (tzw. kapitalizacja bitcoina) stanowiłaby np. 10 proc. szacowanej kapitalizacji złota na świecie, jeden bitcoin mógłby kosztować około 50 tys. dol.
Zdaniem naszego rozmówcy ponieważ bitcoina charakteryzują cechy takie jak podzielność czy łatwość transferu przez granice, w niektórych przypadkach jego użyteczność jest większa niż w wypadku złota.
- Dlatego osiągnięcie przez rynek bitcoina 10 proc. wartości rynku złota nie wydaje sie wygórowanym założeniem, a czasowo może to być nawet większy odsetek (zobaczmy jak wielokrotnie więcej niż metale szlachetne warte są „papierowe" waluty) – zaznacza ekspert. - Natomiast każdy kupujący bitcoina musi pamiętać że jeśli politycy zdecydują się zdelegalizować kryptowaluty to ich wartość spadnie drastycznie w stosunku do obecnych wycen. Takiej skoordynowanej akcji nie można wykluczyć, a przyjść może w nieoczekiwanym momencie. Inwestorzy którzy stracili np. na akcjach spółek giełdowych po zmianie środowiska regulacyjnego zrozumieją co mam na myśli, jednak tu skala strat może być nieporównywalnie większa. Ponadto są ryzyka związane z bezpieczeństwem i rozwojem technologii (tangle vs. blockchain, proof of stake vs. proof of work, dalsze splity bitcoina, skalowalność i transakcyjność innych kryptowalut itd).
Bitcoin może być przydatny, ale nie do spekulacji
Niektórzy eksperci, choć wciąż podkreślają ryzyko inwestycyjne związane ze spekulowaniem na kryptowalutach to jednocześnie są zdania, że sama idea wirtualnego pieniądza jest zrozumiała i może być przydatna.
- Choć zasadniczo pojawienie się bitcoina, czy wielu innych kryptowalut oceniam pozytywnie, to jednak wydaje się, że obecny wzrost jego wartości napędzany jest bardziej przez owczy pęd, niż świadome decyzje inwestycyjne ludzi rozumiejących jego założenia i umiejących ocenić potencjał technologii – ocenia Krzysztof Dębowski, COO Senuto i prywatny inwestor. - Dotyczy to głównie drobnych inwestorów z Japonii, którzy wysoko lewarują swoje inwestycje. A należy pamiętać, że ok. 40 proc. obrotów bitcoinem dokonuje się w jenach. Ewentualne pęknięcie bańki nie powinno mieć jednak dużego wpływu na globalną gospodarkę ze względu na wciąż stosunkowo nieduży udział kryptowalut w obrocie.
Jacek Michalewski, prezes zarządu Abbot Capital i bankier inwestycyjny ze szczegółami wyjaśnia wiele różnych aspektów związanych z kryptowalutami i ich powstaniem.
- Nie ma obecnie bardziej rozgrzanego tematu inwestycyjnego niż kryptowaluty z najsłynniejszym bitcoinem na czele – przyznaje Jacek Michalewski. - Dziś mamy czasy 2.0., więc do mojego funduszu pożyczkowego Speed Cash Polska trafia klient na co dzień dorabiający w Uberze, wnioskujący o pożyczkę w wysokości kilkuset tysięcy złotych pod zastaw rodzinnego domu, by za uzyskane pieniądze kupić bitcoiny albo jeszcze lepiej maszyny wydobywające kryptowaluty. Oczywiście z powodów etycznych odchodzi z kwitkiem, ponieważ jako bankier nie chciałbym mieć na sumieniu tak ryzykownej inwestycji, balansującej na granicy hazardu.
W opinii Michalewskiego osoby kupujące dziś bitcoiny to gracze którzy liczą na spekulacyjny zysk. Nie podejmują decyzji inwestycyjnej opartej na biznes planie, przesłankach fundamentalnych czy analizie ryzyk. Liczy się wykres i historyczne notowanie.
- Co nie znaczy że i tak nie zarobią, bo warunkiem wystarczającym jest klasyczny owczy pęd z którym mamy do czynienia w ciągu ostatniego roku, w którym obserwujemy zarówno wzmożone obroty jak i pionowy wykres wzrostu wartości – przyznaje Michalewski. - Tak dzieje się gdy ograniczy się podaż, a popyt może rosnąć prawie w nieskończoność. Dla łatwo zrozumiałego przykładu podobnie jest z zarobkami sportowców czy aktorów - ich czas jest bardzo ograniczony, a chętnych do jego kupienia bardzo wielu. Obserwujemy wtedy tak astronomicznie wysokie kwoty, że nie da sie ich uzasadnić logicznie gdy budżet np. jednego zawodnika piłki nożnej jest większy niż PKB (Produkt Krajowy Brutto) małego państwa pacyficznego.
Dla naszego rozmówcy przytoczone wcześniej argumenty nie oznaczają, że przesłanki fundamentalne w ogóle nie istnieją, a osoby inwestujące jeszcze kilka lat temu w bitcoina nie robiły tego po gruntownych przemyśleniach. Dziś są jednak w mniejszości i liczy się tylko powiększający się stan wirtualnego salda w wirtualnym portfelu, najlepiej w aplikacji na smartfonie.
- A szkoda. Ponieważ bitcoin reprezentuje wewnętrzną wartość i jest użytecznym narzędziem dla wielu grup interesów, które żywotnie są zainteresowane jego kupnem, nie tyle by na nim zarabiać co by wykorzystywać go jako środek płatniczy w interesach. Dla tych osób tak nagłe zmiany ceny są bardzo niedobre, ponieważ marginalizują pierwotny powód dla którego bitcoin został stworzony – ocenia ekspert rynków finansowych.
Michalewski przypomina, że największą grupą inwestującą w bitcoiny są ludzie młodzi do 40-tego roku życia, klasa średnia, wywodząca się z korporacji ale rozczarowana rządami, państwami, zmęczona fake newsami, inwigilacjami służb, próbami kontroli każdego aspektu życia.
- W sferze finansowej z każdym rokiem transparentność Kowalskiego dla Państwa jest coraz większa, kompletnie odwrotnie niż krajowy budżet który dla przeciętnego obywatela jest Enigmą – ocenia nasz rozmówca. - Dochodzą do tego ograniczenia w dysponowaniu własnymi pieniędzmi, limity kwotowe dla transakcji gotówkowych czy wręcz zakusy państw skandynawskich, które są coraz bliższe wyeliminowaniu gotówki w 100 proc. i pełnej digitalizacji pieniądza. Oczywiście na pierwszy rzut oka to niesamowita wygoda by niczym w filmie fantastycznym wszystkie indywidualne informacje, a także stan konta mieć zaszyty w chipie wszczepionym na stałe w dłoń. Jednak wymaga to bezgranicznej ufności obywatela do państwa, co w dzisiejszych czasach kryzysu zaufania i ciągłego spadku estymy rządzących jest niemożliwe do zaakceptowania.
Finansista podkreśla, że ludzie od zawsze szukali sposobów na „bezpieczne od Państwa” lokowanie środków, tzn. tak by nikt ich nie zabrał w imieniu prawa. Nieraz w historii obserwowano przykłady gdy Państwo okradało własnych obywateli przez niespodziewane denominacje na niezrozumiałych parytetach, hiperinflacje poprzez masowy dodruk pieniądza, czy wręcz bezpośrednią konfiskatę nadwyżek na kontach bankowych, jak chociażby ostatnia dziesięcina na Cyprze. Przysłowiowy materac to były często waluty obce, kruszywa czy kamienie szlachetne - czyli instrumenty które nie były wykorzystywane same w sobie a jedynie jako forma przechowania oszczędności poza systemem.
- Kryptowaluty z całą swoją romantyczną osnową stworzone przez mitycznego Satoshi Nakamoto, który nigdy sie nie ujawnił, a także specyfiką produkcji czy też wydobycia waluty poprzez skomplikowane działania wymagające użycia potężnych maszyn obliczeniowych, a do tego wykorzystując i konwertując konkretny surowiec - prąd, sprawiają wrażenie materialnych i namacalnych – ocenia Michalewski. - A do tego otwarcie stawiają się ponad narodami i wszelkimi regulatorami, rezygnując z jakichkolwiek obostrzeń. To ta wolność i swoboda, a także natychmiastowa prędkość obrotu przy minimalnych kosztach transferu powoduje tak wielką popularność zarówno wśród rzeczywistych użytkowników tej waluty, jak i nowej fali zwykłych posiadaczy. Z pewnością zaobserwujemy w którymś momencie spadek cen sięgający 50 - 90 proc. Od jakiej wartości? Nie da się przewidzieć gdzie leży granica chciwości i strachu. Póki co ślizgamy się na granicy szaleństwa, a każdy kolejny artykuł krytykujący bitcoin tylko napędza obrót w myśl zasady - na przekór mediom i autorytetom – podsumowuje Michalewski.
Dołącz do dyskusji: Cena bitcoina to sinusoida sterowana emocjami, jego wartość może spaść o 90 procent
Pamiętacie bańkę dotcomów? Z powodu mody na spółki internetowe kursy akcji wielu dot-comów w latach 1995 - 2001 poszybowały pod niebo, mimo tego, że większość tych spółek NIGDY nie zdołało osiągnąć poważniejszych dochodów z racji swojej obecności w sieci. W 2001r. nastawiła brutalna przecena. Niektóre akcje z 3500$ spadły do 4$.
Taki sam los spotka kryptowaluty. Ale są one "nadbudową" na dotcomach. Wartość tych bajtów informacji, w przeciwieństwie do spółek informatycznych, które miały jakieśtam realne aktywa, jest oparta materialnie na NICZYM. Na samym pomyśle i modzie na stosowanie pomysłu.
Więc krach będzie głębszy.
****
Nie. Nie oznacza to zapewne końca kryptowalut (chyba że państwa podejmą globalną interwencję celem zakończenia ich bytu). Na pewno nie oznacza to końca konceptu blockchaina jako systemu rozproszonego księgowania. Podobnie pęknięcie bańki dotcomów nie oznaczało końca spółek działających internetowo.
Ale będzie to oznaczało urealnienie wyceny, przebudowę pomysłu i zakresu jego stosowania. A dla inwestorów, co kupowali "na górce" - stratę WSZYSTKIEGO. Całego włożonego kapitału.
Obstawiam, że wzbogacą się tylko założyciele - jak w konstrukcji piramidy.
ps. I znowu będą krzyczeć: Nie ostrzegli nas, jak przed AMBER GOLD.
Owszem - i przed Amber Gold i teraz organy państwa ostrzegały i ostrzegają. Ja też ostrzegam.
I co? Na forach internetowych, pod artykułami o ostrzeżeniach KNF, gdy popieram takie ostrzeżenia, czytam że jestem:
a) banksterem
b) agentem obcego imperializmu
c) chazarem
d) czosnkowym
e) a w ogóle, to czemu moje gadanie psuje im nadzieję, na interes życia.
Dokładnie to samo czytałem przed Amber Gold.