Disney drastycznie ogranicza liczbę filmów i seriali. Hitowe marki mają wielkie problemy
W minionych 20 latach wielkie marki napędzały hollywoodzką maszynę i zapewniały ogromne zyski wytwórniom takim jak Disney, Warner Bros. czy Universal. Poprzedni rok pokazał jednak dobitnie, że dawniej niezwykle dochodowe franczyzy chwieją się w posadach. Branżowi giganci muszą znaleźć nowy pomysł na produkcje DC, Marvel Cinematic Universe czy “Gwiezdne wojny”, ale nie będzie to łatwe.
Nie ma sensu pudrować rzeczywistości - poprzedni rok zdecydowanie nie był udany dla wytwórni Disney i nie zmienia tego pojedynczy hit w postaci “Strażników Galaktyki: Volume 3". Aż cztery produkcje od hollywoodzkiego giganta znalazły się w zestawieniu największych finansowych klap za zeszły rok i firma po prostu musiała zareagować.
Nową strategię Disneya przedstawił podczas wtorkowego wystąpienia sam Bob Iger, który zapowiedział znaczące wyhamowanie z produkcjami należącymi do Marvel Cinematic Universe. Według słów prezesa wytwórni postawili sobie za cel zmniejszyć liczbę tytułów z tego segmentu do dwóch, maksymalnie trzech filmów kinowych rocznie oraz dwóch seriali dla Disney+.
Disney ma problem z MCU i “Gwiezdnymi wojnami”
Według Igera ruch ten pokazuje, że przedkładają jakość nad ilość, z czym Disney miał w ostatnich latach problem. Realnie rzecz ujmując, cała sytuacja rozbija się o pieniądze. Dopóki produkowanie większej liczby filmów (a później też filmów i seriali) przynosiła wytwórni zysk, dopóty jej szefostwo nie widziało problemów. I nie mówię tutaj tylko o Disneyu za czasów Boba Chapeka, przy poprzedniej kadencji Boba Igera było podobnie.
Dziś jednak rynek wygląda zupełnie inaczej, więc nawet Disney nie może sobie pozwolić na taką liczbę produkcji z rozbuchanymi do granic budżetami. Kolejny przypadek taki jak “Marvels” czy “Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” nie może się powtórzyć. Jednocześnie na bazie zapowiedzianej strategii trudno pokładać jakąś wielką wiarę w Disneya. Do niedawna wydawało się, że takie marki jak MCU, “Gwiezdne wojny” czy Pixar utrzymają firmę na szczycie na długie lata. Sytuacja okazała się dużo bardziej problematyczna.
Czytaj też: Max ogłasza datę startu w Polsce. Będą nowe seriale i ponad 25 stacji tv
Nawet lepszy, bo zakończony zyskiem po raz pierwszy w historii, rok Disney+ nie wpłynął na decyzję o zmniejszeniu liczby produkcji MCU. Z kolei Pixar i Walt Disney Animation Studios mają w kolejnych latach tworzyć więcej sequeli niż oryginalnych produkcji, ponieważ te drugie są zbyt wielkim ryzykiem dla inwestorów. A przecież sytuacja obu franczyz i tak wygląda lepiej niż “Star Wars”. Dość przypomnieć, że od 2019 nie doczekaliśmy się ani jednego nowego filmu pełnometrażowego rozgrywającego się w odległej galaktyce.
Wielkie marki stały się ciężarem dla Disneya i Warner Bros.
W rozmowie z magazynem “Empire” prezydenci Marvel Studios Kevin Feige i Louis D'Esposito próbują oczywiście robić dobrą minę do złej gry. Padają tam takie okrągłe zdania jak: “Gdybyśmy wciąż utrzymywali się na topie, to byłaby najgorsza rzecz, jaka mogłaby się nam przydarzyć” czy “Wrócimy mocni”. Feige idzie wręcz tak daleko, że określa Marvela mianem “underdoga”, co oczywiście nie ma nic wspólnego z prawdą.
Padające w ostatnich dniach wypowiedzi najważniejszych osób działających pod egidą wytwórni stawiają jednak sprawę jasno. Disney idzie w nowe otwarcie i liczy, że widzowie kupią historię o budowaniu giganta od nowa. Odrobinę świeżej krwi do MCU mają wtłoczyć X-Meni i Fantastyczna Czwórka, z kolei Pixar chce odzyskać pozycję rynkowego lidera dzięki (na papierze) gwarantowanym hitom w postaci “W głowie się nie mieści 2” oraz “Toy Story 5”.
Czytaj też: Ewan McGregor ma nadzieję na powrót do uniwersum „Gwiezdnych wojen”
Ten plan brzmi całkiem racjonalnie, choć na tle “kolegów z biura” zdecydowanie gorzej wypadają “Gwiezdne wojny”. W najnowszym wywiadzie udzielonym Talking Pictures Podcast reżyserka Patty Jenkins odpowiedzialna za ogłoszony w 2020 roku film “Star Wars: Rogue Squadron” potwierdziła, że obecnie wróciła do prac nad scenariuszem. Produkcja napotkała przez lata na olbrzymie problemy, dlatego w 2022 roku zarządzająca Lucasfilmem Kathleen Kennedy potwierdziła odsunięcie jej na boczny tor.
Rok później Variety donosiło, że projekt został skasowany, tylko po to, by ostatecznie doszło do jego prawdopodobnej reaktywacji. W ciągu czterech lat “Rogue Squadron” nie zbliżył się o milimetr do swojej kinowej premiery, a wszystko to przez chaos w Lucasfilmie. To samo można zresztą powiedzieć też o kontynuacji nowej trylogii “Gwiezdnych wojen”, w której ma powrócić Daisy Ridley. Marka produkuje co prawda seriale dla Disney+ (najnowszy z nich pt. “Gwiezdne wojny: Akolita” zadebiutuje za niecały miesiąc), ale przeważnie niskiej jakości, co tylko bardziej zniechęca do niej dawnych fanów.
W połowie kwietnia Forbes ujawnił, że zarobki z box office'u w dalszym ciągu nie pokryły pełnej kwoty, jaką Disney zapłacić za prawo własności do Lucasfilmu i jego marek. Wytwórni do osiągnięcia tego celu wciąż brakuje 2,8 mld dol. Co gorsza, portal przyłapał firmę na próbie zatuszowania niewygodnych dla siebie informacji. W prezentacji dla akcjonariuszy (mającej na celu zachęcenie ich, by wsparli Boba Igera w walce o władzę) Disney chwali się, jak doskonała inwestycją był zakup “Star Wars”. Problem w tym, że nie zaznaczono wydatku w wysokości 4 mld dolarów poniesionego na rzecz nabycia praw, a w dodatku podano sam przychód osiągnięty przez filmy i seriale z uniwersum, bez poniesionych kosztów.
Nowe DC Jamesa Gunna walczy z własnymi fanami
W podobnie skomplikowanej sytuacje znajduje się James Gunn, który w listopadzie 2022 roku przejął kontrolę wraz z Peterem Safranem nad DC Studios. Reżyser takich filmów jak “Strażnicy Galaktyki” i “Legion samobójców: The Suicide Squad” stanął przed niezwykle trudnym zadaniem pogodzenia zwaśnionych stron fandomu DC. Część odbiorców chciałaby powrotu do wizji uniwersum autorstwa Zacka Snydera, inni liczyli na zupełnie nowe otwarcie.
Gunn zdecydował się na drugą z tych opcji, ale przedwczesne ogłoszenie końca DCEU skazało pozostałe filmy z tej serii na finansową klapę. Od czasu pandemii niemal wszystkie kinowe produkcje Warnera z bohaterami DC przynosiły pokaźne finansowe straty. W zeszłym roku największą porażką był zdecydowanie “Flash”, ale nie tylko on nie zdołał wyjść na zero. Osiągnął to wyłącznie film “Aquaman i Zaginione Królestwo”, który zgarnął nieco ponad 434 mln dolarów w światowym box office.
Pal sześć, gdyby chodziło jedynie o tytuły niejako spisane na straty. Gorzej, że przyszłość kinowego uniwersum DC również maluje się w dosyć ciemnych barwach. Odzyskanie zaufania widzów nie będzie łatwe, a dotychczasowe informacje na temat takich produkcji jak przyszłoroczny “Superman” nie napawa optymizmem. Opublikowane przez Gunna 6 maja pierwsze zdjęcie z planu produkcji zostało wręcz wyśmiane w internecie i od razu rozbudziło do działania przeciwników nowych szefów DC Studios.
“Władca Pierścieni” powraca po latach
W takiej sytuacji nie dziwi, że Warner Bros. Discovery coraz chętniej zerka w kierunku swoich dwóch marek, które w pewnym sensie są uśpionymi gigantami. Chodzi oczywiście o “Harry'ego Pottera” oraz “Władcę Pierścieni”. Na początku kwietnia koncern ogłosił, że serial na bazie książek J.K. Rowling trafi na platformę Max w 2026 roku, a w czwartek 9 maja branżę poruszyła wiadomość o premierze w tym samym roku filmu “Lord of the Rings: The Hunt for Gollum”.
Warner liczy, że obie franczyzy uwielbiane przez fanów fantasy przyniosą gigantyczny zysk, ale nawet one niosą ze sobą niewypowiedzianą groźbę porażki. Nad “Harrym Potterem” ciążą kontrowersje związane z Rowling, a także niechęć fanów wobec rebootu uwielbianej historii zaledwie 15 lat po premierze ostatniego filmu. Również fani “Władcy Pierścieni” zareagowali na wieść o filmie, nad którym pracować będą związani z kultową trylogią Andy Serkis i Peter Jackson, z dużą dozą nieufności.
Oczywiście zapowiadane w sieci bojkoty nie zawsze znajdują potwierdzenie w rzeczywistości, czego dowodem gigantyczny sukces “Hogwarts Legacy”. Z drugiej strony równie wielka porażka wydanej w zeszłym roku gry “Władcy Pierścieni: Gollum” pokazuje, że ryzyko brania się za ukochane marki zawsze istnieje. Koniec końców najważniejsza okazuje się jakość oferowanego produktu. Pytanie, czy widzowie zaufają, że mające za sobą słabe lata Disney i Warner mogą jeszcze wrócić do robienia porządnych blockbusterów.
Dołącz do dyskusji: Disney drastycznie ogranicza liczbę filmów i seriali. Hitowe marki mają wielkie problemy
Komu przeszkadza opalona Ann Boleyn czy zamiana Saurona na opalonego, przecież to naturalna kolej rzeczy w słonecznym Mordorze,
dziewczęca Akademia pana Kleksa czy rzucająca mięchem staruszka w Światecznym filmie dla dzieci też mają swój urok, cudowne lata też ewuluowały