Efektowny spot ma promować polską literaturę za granicą. Twardoch: żenująco głupi i pięć razy za długi
Instytut Książki udostępnił anglojęzyczny spot promujący najciekawsze polskie książki ostatnich lat. Zrealizowany z rozmachem 3-minutowy klip skrytykowali niektórzy autorzy. - Niestety zobaczyłem ten żenująco głupi i pięć razy za długi spot. Twórców tego kasztana chciałbym niniejszym prosić, by w przyszłości zaniechali odwoływania się do moich powieści - stwierdził Szczepan Twardoch.
W spocie promowanych jest dziewięć polskich książek z ostatniego okresu, autorstwa m.in. Jacka Dukaja, Szczepana Twardocha, Witolda Szabłowskiego, Dominiki Słowik i Bronisława Wildsteina. Każda jest przedstawiona za pomocą wizualnych skojarzeń z jej tematyką.
- Polskie książki w "kinowym" stylu z rozmachem godnym superprodukcji. W ten sposób prezentujemy światu tegoroczny wybór najciekawszych i najbardziej inspirujących książek polskich autorów - informuje Instytut Książki na swoich profilu facebookowym.
Spot ma promować katalog „New Books from Poland” - wybór nowości z polskiego rynku książki skierowany do zagranicznych wydawców. Katalog przygotowywany jest przez Instytut Książki każdej jesieni, ma służyć jako pomoc wydawcom i agentom literackim do przekonywania zagranicznych wydawców do wydawania książek polskich autorów w przekładzie na języki obce.
Scenariuszem i reżyserią klipu zajął się Grzegorz Jankowski, który w dorobku ma m.in. „Chrzest” i „Szlakiem Kolberga”. Wideo nakręcono w całości w Polsce.
Kilka etapów kampanii Instytutu Książki
Spot jest częścią kampanii obejmującej też treści reklamowe i redakcyjne w najważniejszych branżowych czasopismach i serwisach internetowych na wspomnianych rynkach: w amerykańskim Publishing Perspectives (teksty sponsorowane, banery w mailingu branżowym, reklama w newsletterze praw), brytyjskim The Bookseller (banery w newsletterze biznesowym), niemieckim Boersenblatt (tekst sponsorowany w wydaniu papierowym i online, banner w newsletterze porannym) oraz francuskim Livres Hebdo (tekst sponsorowany i baner w newsletterze dla wydawców i księgarzy)
W drugim etapie kampanii pojawią się kolejne wersje językowe spotu (hiszpańska, rosyjska, niemiecka i francuska), mają być promowane przez partnerów Instytutu Książki z branży wydawniczej oraz ambasady RP i Instytuty Polskie na całym świecie.
W trzecim etapie Instytut Książki udostępni w internecie serię dziewięciu filmowych prezentacji wybranych książek z katalogu „New Books from Poland”: „Oraz wygnani zostali” Wacława Holewińskiego, „Zimowla” Dominiki Słowik, „Nieradość” Pawła Sołtysa, „Pchła” Anny Potyry, „Patyki, badyle” Urszuli Zajączkowskiej, „Pomyłka” Marty Kwaśnickiej „Światło Zachodu” Bartosza Jastrzębskiego, „Buntu i afirmacji. Esej o naszych czasach” Bronisława Wildsteina, „Tyrmand. Pisarz o białych oczach” Marcela Woźniaka.
Dyrektor Instytutu Książki Dariusz Jaworski podkreśla, celem akcji jest chociaż minimalne zrekompensowanie polskiej literaturze i branży wydawniczej strat spowodowanych przez pandemię. - Jesteśmy przekonani, że dzięki szeroko zakrojonym działaniom promocyjnym na kluczowych dla polskich wydawców i autorów rynkach zagranicznych uda się nam nadrobić straty wynikające z odwołania międzynarodowych targów książki w tym roku - mówi Jaworski.
Twardoch: spot żenująco głupi. Dehnel: jego znaczenie żadne
Klip promujący „New Books from Poland” dosadnie skrytykował Szczepan Twardoch. - Niestety zobaczyłem ten żenująco głupi i pięć razy za długi spot, za pomocą którego Instytut Książki chciałby „promować polską literaturę za granicą”. Śmiałem się w głos, prawie jak z bardzo długiej reklamy Apartu, do momentu, w którym pojawiła się tam moja książka i wtedy śmiech mi uwiązł w gardle - napisał na Facebooku.
- Twórców tego kasztana chciałbym niniejszym prosić, by w przyszłości zaniechali odwoływania się do moich powieści. Skoro musicie zajmować się czymś, o czym nie macie pojęcia, to zajmujcie się książkami Wildsteina, on nie ma pojęcia o pisaniu, wy ani o promocji literatury, ani o produkcji video (licencja na drona to nie wszystko), to akurat pasuje - ocenił Twardoch.
Podkreślił też nieskuteczność marketingową klipu. - Takim spotem nie bylibyście w stanie wypromować szczepionki w pandemii, zimnego piwka na plaży w lipcu, ani kurwa eliksiru młodości w domu starców, więc naprawdę, zostańcie przy Wildsteinie i Kwaśnickiej, im nie zaszkodzicie, bo i tak nikt ich nie będzie tłumaczył ani czytał, chociażby w tym spocie zamiast robota na plaży oczkami mrugali Chalamet z Billie Eilish, mnie jednak oszczędźcie tej żenady - napisał.
Z kolei Jacek Dehnel zwrócił uwagę, że katalog „New Books from Poland” jest skierowany do wąskiego grona odbiorców. - Jest to bardzo specjalistyczna publikacja, która zbiera kilkanaście najciekawszych polskich książek sezonu z różnych gatunków i prezentuje je (opis, krótka recenzja, przekład fragmentu) zagranicznym wydawcom, żeby zachęcić ich do kupienia praw i opublikowania książki we własnym języku i kraju. Jest to publikacja przydatna, pomocna, przez lata znakomicie działająca – innymi słowy: folder reklamowy polskiej literatury, skierowany do wyselekcjonowanej grupy fachowców na całym świecie - opisał.
- Tymczasem powstaje to. Film reklamowy - efektowny (bo i robiony przez dobrego reżysera, z którym przez trzy lata pracowałem w "Łossskocie"). Spektakularne ujęcia. Robot wyrzucony na plażę. Kucharz gotujący na wysypisku śmieci. Hrabia z Gierymskim (za ile piniendza w tym pandemicznym kryzysie - lepiej nie pytać - dodał.
Zdaniem Dehnela tak efektowny spot jest niepotrzebny do promocji katalogu branżowego. - Dla fachowców ma to znaczenie żadne – oni wiedzą, co to jest „New Books from Poland” i ani nie zaczną go z tego powodu czytać, ani nie przestaną. Może miałoby potencjał u masowej publiki, gdyby się zwiralowało – ale masowa publika nie czyta „New Books from Poland” i nie zacznie czytać - zauważył.
- Dostajemy zatem jakieś „fajne” kadry, mniej czy bardziej udane metafory kolejnych książek, a wszystko oparte na osobliwym pomyśle, że aby stać się człowiekiem należy czytać polską literaturę (ze wskazaniem na eseje Bronisława Wildsteina). Tymczasem - i nie jest to wina reżysera, który takie zlecenie dostał i wywiązał się z niego dobrze, tylko zleceniodawców - brakuje tego, co faktycznie mogłoby trafić do fachowców: przekazu atrakcyjnego na zupełnie innym poziomie, spójnej narracji reklamowej opartej na jakimś chwytliwym pomyśle - ocenił Jacek Dehnel.
Wyliczył informacje, które można by wykorzystać do promocji polskiej literatury za granicą. - Że od czasu Targów w Londynie polska literatura błyszczy, że nominacja do Bookera dla Grzegorzewskiej, że Booker dla Tokarczuk a potem Nobel dla Tokarczuk, że entuzjastyczne recenzje, że sukces Szabłowskiego, że świetne, nagradzane przekłady, że różne gatunki, że międzynarodowa sława Mizielińskich, że nagrody w Bolonii i potęga literatury dziecięcej, że ekranizacje, że inscenizacje, że liczba przekładów od tego a tego roku wzrosła o tyle a tyle, że zainteresowanie mediów - napisał.
- Konkrety, które są ważne dla wydawcy, zastanawiającego się, czy wydać Pipsztycką, czy może Pipstadottir, Pippensteina, Pipakowa albo Pippano. Ale cóż, mamy misia na miarę naszych potrzeb i możliwości - podsumował Dehnel.
Krytycznie do spotu odniosła się także Justyna Sobolewska, dziennikarka „Polityki” zajmująca się tematyką literacką. - Ach i ta narracja mocarstwowa podszyta kompleksami, nawet Niemiec chciałby być Polakiem ( robot też) - stwierdziła.
Dołącz do dyskusji: Efektowny spot ma promować polską literaturę za granicą. Twardoch: żenująco głupi i pięć razy za długi
I wszystko jasne