Listy do czytelników wybranych pism sprytnym, choć ryzykownym ruchem Andrzeja Dudy
Zwracanie się do czytelników czy widzów tylko wybranych mediów zazwyczaj jest ryzykowne i należy tego unikać. Sprytny ruch czy nieudolna próba skupienia na sobie uwagi, a może zapowiedź polityki informacyjnej kancelarii prezydenta? - listy Andrzeja Dudy do czytelników „Gazety Wyborczej”, „Gazety Polskiej” i „Super Expressu” oceniają dla Wirtualnemedia.pl menedżerowie z agencji public relations i specjaliści od kreowania wizerunku.
Andrzej Duda, zaprzysiężony już prezydent Polski napisał listy do czytelników prasy - pierwszy do odbiorców „Gazety Polskiej”, drugi - „Gazety Wyborczej”. Pierwszym dziękował za wsparcie, drugich poprosił o pomoc w odbudowywaniu wspólnoty społecznej. W mocno skróconej wersji korespondencję opublikował też „Super Express”, natomiast nie otrzymał jej „Fakt”, tak samo jak wszystkie poza „GW” dzienniki i tygodniki opiniotwórcze.
Część rozmówców Wirtualnemedia.pl, wśród których są eksperci z agencji public relaions i osoby zajmujące się wizerunkiem, uważają takie działanie nowego prezydenta za dobre, słuszne i przemyślane posunięcie. Inni są bardziej sceptyczni w ocenie działań komunikacyjnych Andrzeja Dudy.
Marek Wróbel, prezes agencji Neuron PR ocenia, że to dobry, a także sprytny ruch, głównie ze względu na dobór adresatów. - „Gazeta Polska” i jej czytelnicy to środowisko bardzo zwarte i zaangażowane. To nie jest taka sobie grupa - to niemalże armia, która nie tylko pomogła wygrać wybory, ale i była z kandydatem od początku, kiedy nikt nie dawał mu jeszcze szans. I teraz, w przeddzień zaprzysiężenia, prezydent pokazał, że nie zapomniał o „grass roots” i co im zawdzięcza - uzasadnia Wróbel. W jego opinii wybór z kolei „Gazety Wyborczej” był podyktowany innymi, ale również czytelnymi przesłankami. - To nadal centrum intelektualne strony przeciwnej, także z zaangażowanymi czytelnikami, choć nie tak aktywnymi jak ci „Gazety Polskiej”. I Andrzej Duda, pisząc do niego, po pierwsze pokazuje, że rozumie, kto jest mózgiem i sercem, a po drugie - demonstruje odmienność od swojego poprzednika, którego na taki gest nie tylko nie byłoby stać, ale także zapewne nie przyszedłby mu do głowy. Jest to także forma zaszachowania „GW” - przyjazna forma i deklaracja ponadpartyjności to coś, do czego doprawdy trudno się przyczepić... - uważa Marek Wróbel.
To sprytny ruch także z powodu formy kontaktu z obywatelami czyli listu. - Jest to forma najbardziej osobista z dostępnych prezydentowi. Zakładam, że na przykład felieton odpada, bo nie licuje z powagą Pałacu. Andrzej Duda najzwyczajniej pokazuje ludzką twarz. Poza tym list trudniej "hejtować" niż np. wywiad, nie mówiąc o orędziu - podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marek Wróbel.
Pozytywnie do podjętych przez Andrzeja Dudę działań odnosi się również Bartosz Czupryk, specjalista ds. wizerunku politycznego. Jego zdaniem list prezydenta był przemyślany i celowy. - Po pierwsze: list pojawił się przed zaprzysiężeniem (cel polityczny a głównie PR-owy ze względu na zbliżające się wybory parlamentarne), po drugie: jasno określił założenia prezydentury (cel polityczny) i po trzecie: zarysował chęci przyszłego prezydenta do utworzenia wspólnoty Polaków zjednoczonych, niezależnie od poglądów politycznych i różnic światopoglądowych (cel misyjny, górnolotny) - wylicza.
- Uważam, że nośnikami treści listu nie bez kozery zostały „Gazeta Polska” i „Gazeta Wyborcza”. Pierwsza swoich czytelników skupia głównie przy poglądach mocno konserwatywnych, druga zaś proeuropejskich i liberalnych – mówi Bartosz Czupryk. Dodaje, że to dobry wybór na dziś. - Dlaczego? Ponieważ obejmuje konkretne grupy wyborców, zachowuje medialny, wizualny dystans, ponieważ przez treść pisaną starano się skupić uwagę odbiorcy na przekazie merytorycznym, wybierając takie media, jakie są odpowiednie w danej chwili – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Bartosz Czupryk. I dodaje: - Przekonujemy się bardziej do rzeczy, idei, myśli, poglądów, opinii i prawd, pisanych „czarno na białym” do których zawsze można wrócić, odnieść się, w przeciwieństwie do ulotnych słów i zdań, które można zmienić.
W jego opinii w kontekście treści pisanych, merytorycznego przekazu była to właściwa decyzja. - Czy informacja dotrze do wystarczającej liczby wyborców? Bezpośrednio pewnie nie, choć… komentujemy sprawę. Myślę jednak, że jest to dopiero preludium do aktywności medialnej Andrzeja Dudy. Można by sądzić niejedne media i nośniki informacji o stronniczość ale „dziś” to jeszcze nie czas na telewizyjne orędzia - puentuje Czupryk.
Pawel Purski, public affairs consultant z agencji Grayling Poland, uważa, że Andrzej Duda tymi listami w przeciwieństwie do odchodzącego Bronisława Komorowskiego symbolicznie zwraca się do wszystkich Polek i Polaków. Jest szczery. - Nie udaje, że „Wyborcza” go kocha. Utwierdza czytelników „Gazety Polskiej” w ich rewolucyjnej tożsamości, a tych z „Wyborczej” nieco naiwnie uspokaja konstruktywnym przekazem. Koniec końców niewielu zauważy, że listy różnią się treścią, a wielu, widząc bezwład polskiej polityki nawet zgodzi się z nowym prezydentem, że konstytucję trzeba unowocześnić, bo faktycznie nie jesteśmy już w 1997 roku – mówi Purski.
Nieco bardziej sceptyczna w ocenie listu Andrzeja Dudy do czytelników obu gazet jest Agata Laskowska, dyrektor pionu personal branding w agencji Glaubicz Garwolińska Consultants. W jej opinii aktualna okładka „Gazety Polskiej” nie zaskakuje tak samo jak list prezydenta do jej czytelników. - Natomiast korespondencję do „Gazety Wyborczej” odczytuję jako kolejny przejaw chęci podkreślania bycia ponad podziałami politycznymi. Podkreślania za wszelką cenę - mówi Laskowska. Zaznacza, że nie jest przekonana, czy czytelnicy „Wyborczej” uwierzą, a co jeszcze ważniejsze, przyjmą tę swoistą interdyscyplinarność. Jak mówi Agata Laskowska, próba podważenia opinii, że prezydent Duda nie będzie rzecznikiem jedynie środowiska PiS, w efekcie okazała się potwierdzeniem, że podział społeczny (tu czytelników) jednak istnieje. - Pomysł listu był dobry, ale wyszło niezdarnie. Uważam, że lepszym rozwiązaniem byłby wywiad np. dla Telewizji Polskiej. Wystąpienie w TVP to większe dotarcie, zasięg w grupie czytelników obu gazet i na pewno nie można by zarzucić faworyzowania określonych mediów - w tym przypadku media publiczne właśnie temu powinny służyć - ocenia Agata Laskowska.
Z kolei Zbigniew Lazar, prezes i założyciel agencji ModernCorp., twierdzi, że zwracanie się do czytelników czy widzów tylko wybranych mediów zazwyczaj jest ryzykowne - czy to dla partii politycznych, czy firm prywatnych - i należy tego unikać, zwłaszcza w sytuacjach dla firmy lub partii ważnych, aby nie być posądzonym o nierówne traktowanie wszystkich odbiorców. - W tym przypadku jednak Andrzej Duda udzielił jednocześnie wywiadu dla PAP - który był adresowany do wszystkich Polaków i w którym obiecał, że zrezygnuje ze stanowiska, jeśli w ciągu roku nie złoży w Sejmie projektów dwóch najważniejszych swoich obietnic - i dzięki temu nie może być posądzony o preferencyjne traktowanie tych czy innych - zwraca uwagę w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Lazar.
W jego opinii podziękowania dla czytelników „Gazety Polskiej” są w tym przypadku naturalne, a zwrócenie się do odbiorców „Gazety Wyborczej” jest dobrym ruchem taktycznym i wizerunkowym, zwłaszcza w świetle jednoznacznego zaangażowania się „GW” po stronie Bronisława Komorowskiego, co spowodowało nawet protest dziennikarzy jednego z oddziałów regionalnych. - Na dodatek „GW” musi taki list wydrukować, a jednocześnie nie może sobie pozwolić na zbyt agresywny komentarz odredakcyjny, bo po prostu nie wypada - komentuje Zbigniew Lazar.
Dla Grzegorza Szczepańskiego, CEO agencji H+K Strategies, publikacja obu listów jest zaplanowaną akcją propagandową, której on nie rozumie. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl przyznaje, że zastanawiał się, dlaczego Andrzej Duda w ogóle podejmuje jakiekolwiek działania komunikacyjne na dwa dni przed zaprzysiężeniem i zaplanowanym zaraz potem orędziem prezydenckim.
- Cała ta aranżacja zdecydowanie bardziej pasuje do bardzo już historycznej kampanii wyborczej niż do potrzeby zbudowania mocnego prezydenckiego otwarcia. Dziękowanie za głosy poparcia, zapewnienia o gotowości do przejęcia urzędu głowy państwa, wszystko to było odpowiednie zaraz po rozstrzygnięciu wyborczym, ale nie w chwili, gdy prezydent elekt jest już właściwie prezydentem. To powinien być zdecydowany punkt zwrotny w całej kampanii informacyjnej Andrzeja Dudy, swoista chwila prawdy, czy będzie on w stanie świadomie budować swój wizerunek jako męża stanu i prezydenta wszystkich Polaków czy może stanie się dyspozycyjnym urzędnikiem partyjnym, który szczęśliwie zasiadł w fotelu pierwszej osoby w państwie. To chwila, w której należy stosować zasadę „less is more”, ważyć słowa, dozować przekaz tak, by każda wypowiedź odpowiednio „zarezonowała” w opinii publicznej - uważa Grzegorz Szczepański.
Menedżer dodaje, że z tej perspektywy propagandowe listy otwarte do czytelników wybranych mediów rozczarowują. Jedyne logiczne wyjaśnienie tej sytuacji, jakie przychodzi do głowy szefowi H+K Strategies to decyzja wstępującego prezydenta o zaangażowaniu się w kampanię wyborczą do parlamentu po stronie formacji, z której się wywodzi. - Jeśli tak miałoby się stać, to będzie to w mojej opinii najgorsze otwarcie nowego prezydenta w III Rzeczpospolitej. Prezydent Duda zaplanował na czwartek aż cztery oficjalne wystąpienia i myślę, że już po pierwszym będzie wiadomo, czy zagrywka z listami do redakcji „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej” była tylko nieudolną próbą skupienia uwagi na osobie prezydenta elekta na dwa dni przez jego zaprzysiężeniem, czy być może zapowiedzią propagandowej polityki informacyjnej, którą zamierza prowadzić jego kancelaria - podsumowuje Grzegorz Szczepański.
Dołącz do dyskusji: Listy do czytelników wybranych pism sprytnym, choć ryzykownym ruchem Andrzeja Dudy
Lewacy którzy uważają się za właścicieli Polski zrobią wszyscy aby Dudę zmieszać z błotem.
Wierzę w to że lewakom nie uda się tak łatwo zniszczyć Dudę jak udało się z prezydentem Kaczyńskim.
Lewacy za to co robicie odpowiecie przed Bogiem.
Heh, ale wirtualnemedia strzeliły panu Grzegorzowi w stopę tym stwierdzeniem.