Naczelni o pierwszym miesiącu rządu Szydło: nadrabianie straconego czasu, nerwowość, brak pokory
Premier Beata Szydło mówiła w expose o pokorze, ale pierwszy miesiąc działania jej rządu nie ma nic z tym wspólnego, zarówno w stosunku do mediów, jak i do każdego innego środowiska. Czuć nerwowość i nadrabianie straconego czasu, ale nie przewidziano tak silnego uderzenia środowisk lewicowych - pierwszy miesiąc rządu PiS oceniają dla Wirtualnemedia.pl Jadwiga Sztabińska, Robert Feluś i Tomasz Wróblewski.
Mija miesiąc od zaprzysiężenia rządu Prawa i Sprawiedliwości - 16 listopada br. prezydent Andrzej Duda powołał Beatę Szydło na urząd Prezesa Rady Ministrów oraz odebrał ślubowania od pozostałych członków rządu. W tym czasie przygotowano projekt ustawy o mediach narodowych, który na razie czeka na złożenie w Sejmie. Posłowie PiS zapowiedzieli również prace nad bardziej restrykcyjnymi przepisami antymonopolowymi na rynku mediów prywatnych. Obecnie rząd intensyfikuje jednak działania wokół nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
Spór rozpoczął się po tym, jak szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beata Kempa w piśmie do przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego poinformowała, że wstrzymuje publikację w Dzienniku Ustaw wyroku TK z 3 grudnia br. Trybunał stwierdził, że Sejm poprzedniej kadencji wybrał zgodnie z konstytucją trzech (spośród pięciu wybranych) sędziów Trybunału, a prezydent ma obowiązek niezwłocznie odebrać od nich ślubowanie. Wśród polityków PiS pojawiły się komentarze, że wyrok ten był „opinią” sędziów. Prezydent Andrzej Duda, który wcześniej ślubowanie odebrał od pięciu sędziów wybranych przez PiS w drodze uchwał sejmowych, nie odniósł się do wyroku.
Opozycja oskarżyła rząd i prezydenta o łamanie Konstytucji RP. W związku z tym w miniony weekend na ulicach największych miast Polski odbyły się dwie demonstracje - sobotni antyrządowy marsz Komitetu Obrony Demokracji, wspierany przez liderów partii opozycyjnych, oraz organizowany przez PiS niedzielny Marsz Wolności i Solidarności. Wczoraj premier Beata Szydło zapewniła w telewizyjnym orędziu do narodu, że wyrok TK zostanie opublikowany w Dzienniku Ustaw.
Redaktor naczelna „Dziennika Gazety Prawnej” Jadwiga Sztabińska uważa, że od momentu zaprzysiężenia rządu premier Beaty Szydło funkcjonuje wiele różnych ośrodków decyzyjnych.
- Choć w teorii to rząd powinien być tym miejscem, z którego wychodzą komunikaty o planowanych zmianach to równie często słyszymy je w Sejmie, Kancelarii Prezydenta albo z ust samego Jarosława Kaczyńskiego. Trudno zatem mówić o jakiejkolwiek skutecznej komunikacji - stwierdza Jadwiga Sztabińska. - Coś, co świetnie działało w czasie kampanii wyborczej Beaty Szydło w ogóle nie działa w przypadku rządu przez nią kierowanego. Oczywiście, są briefingi po posiedzeniach rządu, ale to jest standard, nie ma niczego dodatkowego - ocenia.
Robert Feluś, redaktor naczelny „Faktu”, zwraca wręcz uwagę, że w ciągu pierwszego miesiąca to prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, pozostając zwykłym posłem, był główną osobą narzucającą działania rządu, a nie premier Beata Szydło. - Po wielu tygodniach kampanii, gdy pozostawał w ukryciu, teraz rozwinął żagle z wielkim impetem i zaczął pełnić rolę kogoś na kształt naczelnika państwa. Dopiero wtorkowe, mocne wystąpienie w Sejmie Beaty Szydło, przypomniało nam, że mamy też premiera rządu - dodaje naczelny „Faktu”.
Już na samym początku stosunek władzy Prawa i Sprawiedliwości do mediów przypominał Jadwidze Sztabińskiej sytuację z lat 2005-2007, kiedy PiS już rządził. - Ale wtedy nie mieliśmy takiej polaryzacji rynku medialnego jaką mamy w tej chwili. Nie mieliśmy tak ostrego podziału na tzw. media mainstreamowe i niepokorne - wyjaśnia redaktor naczelna „DGP”. Jej zdaniem, w tamtych latach PiS bardziej liczył się z innymi mediami, ponieważ był w koalicji i nie miał za sobą tak twardego muru dziennikarzy sprzyjających.
- To, co się wydarzyło na rynku medialnym w ciągu ostatnich 10 lat bardzo PiS-owi pomaga - partia nie potrzebuje tej części mediów, która stara się być obiektywna, albo prezentuje odmienne poglądy od tych, które PiS prezentuje. Niestety, przypomina mi to czasy PRL, te skojarzenia są dosyć oczywiste dla osób, które pamiętają ten okres. Właśnie tak to wtedy działało - były media na usługach partii rządzącej i takie, które próbowały coś z tym zrobić, próbowały walczyć. I to dzisiaj tak wygląda - ocenia Jadwiga Sztabińska.
Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny tygodnika „Wprost”, krytykuje rząd za nieodpowiedni sposób komunikacji społeczeństwu planowanych zmian i reform.
- Podstawową zasadą wszystkich polityków i rządów powinno być nakreślenie w pierwszej kolejności wizji i pomysłu na państwo, co zrobiono przed wyborami, w kampanii wyborczej. Natomiast sensu konkretnych działań nie rozumieją nawet przychylni PiS-owi dziennikarze, nie rozumieją też niektórych nominacji. A otoczenie do tego rząd ma wyjątkowo trudne i nieprzychylne - to mocno uprzedzone media lewicowe, dość wpływowe, z wpływami także poza granicami Polski, i dość rozhisteryzowane tą atmosferą - podkreśla Wróblewski.
Zdaniem naczelnego „Wprost”, za każdym razem kiedy do władzy dochodzą prawicowe siły polityczne bardzo wzmaga się histeria i niepokój lewicowych formacji. Reakcja na ten niepokój powinna być wpisana w działania rządu. - Z nerwowych zachowań rządu można odnieść wrażenie, że nie wkalkulowano sobie tego, nie sądzono chyba, że będzie tak silne uderzenie. Stąd wypowiedzi polityków PiS, choćby Jarosława Kaczyńskiego, o tym, że osoby, które wyrażają opinie w zagranicznych mediach działają przeciwko państwu. To dodatkowo podgrzewa atmosferę, a przecież nie można czegoś takiego powiedzieć, ani tym bardziej udowodnić - zauważa Tomasz Wróblewski.
Robert Feluś przypomina, że w kampanii wyborczej wyborcy PiS słyszeli głównie obietnice socjalne. -Ale rządzenie zaczęło się od polityki przez duże „P”. Do tego doszło kilka niefortunnych wypowiedzi ministrów, z których można było wywnioskować, że realizacja czegoś, co było przed wyborami oczywiste, np. wypłata 500 zł na dziecko, czy pomoc frankowiczom, nagle staje pod znakiem zapytania. Oczywiście jest w tym logika: najpierw PiS „posprząta” po poprzednikach, potem wypłaci po 500 złotych i spadające teraz słupki poparcia pójdą w górę - prognozuje szef redakcji „Faktu”.
- Nadal sprzymierzeńcy i wyborcy PiS, którzy chcą, żeby zapowiadane ustawy wchodziły w życie, nie rozumieją, dlaczego Trybunał Konstytucyjny stał się taki ważny. To nie zostało dobrze wyjaśnione, a wyjaśnienia przychodzą za późno i są niespójne. Czuć pewną nerwowość, opozycji i mediom lewicowym zarzuca się, że starają się odwrócić uwagę od dobrych reform. Rząd powinien mieć to wkalkulowane na początku, mieć przygotowane odpowiedzi, tłumaczyć krok po kroku wszelkie działania - wylicza Tomasz Wróblewski i wskazuje przykład premiera Davida Camerona, który w trudnym okresie dla swojego rządu organizował konferencje prasowe niemal codziennie.
- Tłumaczył dziennikarzom, co robi jego rząd, na jakim etapie drogi do zmian się znajduje. Łatwiej jest przeprowadzać zmiany w pozytywnej atmosferze, więc przykład PR-owskich działań Camerona jest lepszy i skuteczniejszy niż przywoływany przez polityków PiS przykład Viktora Orbana. Podczas reform w Wielkiej Brytanii także były silne protesty i apele z Unii Europejskiej - zauważa redaktor naczelny „Wprost”.
Wróblewski przywołuje retorykę lewicowych mediów, które posługują się wytrychami i skrótami myślowymi, które zaczynają funkcjonować w świadomości odbiorców. - Używają na przykład terminu „zamach”, to pojęcie dość wcześnie pojawiło się w debacie publicznej. Oczywiście, przeprowadzane przez PiS zmiany nie mają nic wspólnego z zamachem. Nagle skrót myślowy, że rząd próbuje „skasować wyrok TK” zaczyna się pojawiać w zagranicznej prasie. Dlatego PiS powinien mieć przygotowane odpowiedzi na każdy tego typu argument - podkreśla Tomasz Wróblewski.
Jadwiga Sztabińska przypomina, że premier Szydło mówiła w expose o pokorze („Polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność. A przede wszystkim słuchanie obywateli. To są zasady, którymi będziemy się kierować. Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą” - fragment przemówienia Beaty Szydło). - W ciągu tego miesiąca działania jej rządu nie mają nic wspólnego z pokorą, zarówno w stosunku do mediów, jak i do każdego innego środowiska, a zwłaszcza Trybunału Konstytucyjnego - zauważa Sztabińska. - Z jednej strony trudno się dziwić partii rządzącej, że po 8 latach odsunięcia od władzy rzuciła się do nadrabiania straconego czasu, ale gorliwość z jaką to czyni przypomina działania według modelu TKM, czyli Teraz k... my! - dodaje Robert Feluś.
Dołącz do dyskusji: Naczelni o pierwszym miesiącu rządu Szydło: nadrabianie straconego czasu, nerwowość, brak pokory
Dziennikarze mediów liberalno-lewicowych, politycy PO i .NOWOCZESNA manipulują społeczeństwem mówiąc że pan Kaczyński dzieli Polaków na ludzi gorszego sortu.
A jaka jest wasza opinia na ten temat ?
Dziennikarze mediów liberalno-lewicowych, politycy PO i .NOWOCZESNA manipulują społeczeństwem mówiąc że pan Kaczyński dzieli Polaków na ludzi gorszego sortu.
A jaka jest wasza opinia na ten temat ?