NBP nie ujawnia zarobków szefowej komunikacji, ale zapewnia, że wynoszą poniżej 65 tys. zł
Wiceszefowa departamentu kadr w Narodowym Banku Polskim poinformowała w środę, że w ub.r. dyrektor w NBP zarabiał w miesiącu średnio 36,3 tys. zł. Nie ujawniła, ile wynosiło wynagrodzenie szefowej komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, natomiast zapewniła, że nie było to 65 tys. zł lub więcej.
Informacje o przeciętnych wynagrodzeniach w Narodowym Banku Polskim zostały podane przez Ewę Raczko, zastępcę dyrektora departamentu kadr NBP, w środę przed południem na konferencji prasowej, którą zapowiedziano we wtorek wieczorem.
Raczko podała, że prezesi NBP miesięcznie zarabiali średnio 45 073 zł w 1999 roku, 74 136 zł w 2015 roku, a 63 531 zł w ub.r. Z kolei przeciętne wynagrodzenie dyrektorów departamentów wynosiło 38 089 zł w 2014 roku, 37 110 zł w 2015 roku, 37 381 zł w 2016 roku, 37 069 zł w 2017 roku, a 36 308 zł w ub.r.
Są to kwoty brutto oparte na PIT-ach wystawianych przez NBP dla pracowników. Uwzględniają pensje podstawowe oraz wszystkie premie i dodatki.
Od połowy 2016 roku prezesem NBP jest Adam Glapiński, wybrany przez obecną większość parlamentarną i powołany przez prezydenta. Poprzednio tę funkcję pełnił Marek Belka.
Martyna Wojciechowska nie zarabia 65 tys. zł
Konferencję zorganizowano po tym, jak w ostatnich dniach odżyła sprawa zarobków Martyny Wojciechowskiej, dyrektor departamentu komunikacji i promocji w NBP. „Gazeta Wyborcza” poinformowała o tym pod koniec grudnia ub.r., na podstawie oświadczeń majątkowych, które Wojciechowska składała jako radna sejmiku mazowieckiego (wybrana z listy PiS).
W 2015 roku zadeklarowała, że zarobiła 114 tys. zł, a w 2016 roku - że już 392 tys. zł. Od 11 lat pracuje w NBP, przy czym w sierpniu 2016 roku awansowała na szefową komunikacji i promocji. Dlatego „Wyborcza” oszacowała, że na tym stanowisku może zarabiać ok. 65 tys. zł.
Serwis OKO.press zwrócił uwagę, że Martyna Wojciechowska została też oddelegowana przez prezesa NBP do rady Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Tam zarabia ok. 11 tys. zł miesięcznie.
Ewa Raczko na konferencji nie podała konkretnych zarobków Martyny Wojciechowskiej. Zaznaczyła natomiast, że żaden z dyrektorów NBP nie zarabia 65 tys. zł lub więcej. - Informacje, że tak wysokich zarobków w NBP nie ma, przekazaliśmy już 12 grudnia 2018 roku. Miesięczne wynagrodzenie całkowite w kwocie 60 tys. zł przekroczył tylko jeden z dyrektorów w NBP i miało to miejsce w czasie kadencji prezesa Marka Belki - dodała.
W ostatnich tygodniach w mediach opisywano też rolę, jaką w NBP odgrywa Kamila Sukiennik, dyrektor gabinetu prezesa Glapińskiego. Spekulowano, że może zarabiać równie dużo co Martyna Wojciechowska, zwracano uwagę, że obie kobiety towarzyszą prezesowi NBP podczas wystąpień publicznych. Sukiennik czasami określano jako asystentkę Glapińskiego.
- W Narodowym Banku Polskim nie występuje stanowisko asystentki Prezesa NBP - stwierdziła Ewa Raczko.
„Środki na wynagrodzenia w NBP nie są z budżetu państwa”
Wicedyrektor kadr w NBP poinformowała, że zasady wynagradzania pracowników NBP ustalono w 2010 roku, a środki na działalność banku nie są publiczne.
- Gospodarka finansowa NBP prowadzona jest na podstawie rocznego planu finansowego (art. 64 ustawy o NBP), a środki na wynagrodzenia stanowią część ogółu środków NBP, które są elementem gospodarki finansowej NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. Oznacza to, że budżet państwa nie jest obciążony kosztami gospodarki własnej NBP - opisała Ewa Raczko.
- NBP od lat kształtuje swoje wynagrodzenia analizując poziom płac w sektorze bankowym. Wynagrodzeń w NBP w żadnym wypadku nie można porównywać z odpowiednikami w jednostkach sektora publicznego - dodała.
I zwróciła uwagę, że w 2017 roku według danych GUS zarobki w sektorze bankowym zwiększyły się o 6,8 proc. - Dla porównania wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w NBP za rok 2017 wyniósł 3,1 proc. i był zdecydowanie niższy od dynamiki wynagrodzeń w większości instytucji publicznych - zaznaczyła.
W środę po południu Adam Glapiński na konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej stwierdził, że Martyna Wojciechowska jest wśród 14 dyrektorów NBP z pensjami podobnej wysokości oraz wśród 12 z podobnymi dochodami łącznymi.
W NBP jest 25 departamentów, jako dodatkowy działa gabinet prezesa
na konferencji RPP pojawiło się troczę szczegółowszych szczegółów pic.twitter.com/IF5d9vNFna
— grzegorz dabrowski (@gd7171) 9 stycznia 2019
Zarobki Wojciechowskiej tematem politycznym
W ostatnich dniach media wróciły do tematu zarobków Martyny Wojciechowskiej m.in. z uwagi na wypowiedzi polityków PiS. Senator tej partii Jan Maria Jackowski ujawnił pismo, które pod koniec grudnia skierował w tej sprawie do prezesa NBP.
- Zwracam się do Pana Prezesa z pytaniami, które zadają mi moi wyborcy: czy prawda jest, że jedna z współpracowniczek Pana Prezesa zarabia 65 tysięcy zł. miesięcznie? Jeżeli nie jest to prawdą, to jakie zarobki miesięcznie z uwzględnieniem wszystkich pochodnych osiąga ta osoba w NBP? Jaki jest zakres obowiązków wzmiankowanej współpracowniczki i jakie posiada kwalifikacje merytoryczne by realizować te zadania? - zapytał.
W poniedziałek Jackowski tłumaczył, że kierował taką interpelację, ponieważ zgłaszali się do niego wyborcy, którzy byli zbulwersowani podawanymi w mediach zarobkami dyrektorów w NBP i pytali, jak to się ma do deklaracji o powściągliwości składanych przez PiS. - Takich rozmów - niestety - miałem dużo - przyznał.
We wtorek o doniesienia na temat zarobków Wojciechowskiej zapytano Andrzeja Dudę. - Nie ukrywam, że zazdroszczę. Jakie jest uposażenie prezydenta Rzeczpospolitej, to wszyscy wiedzą - żartował prezydent.
- Narodowy Bank Polski jest instytucją publiczną, więc kiedy pojawia się pytanie o poziom uposażeń, to nie widzę przeszkód, żeby był jawny. Skoro jest jawny w innych dziedzinach życia publicznego, dlaczego miałby nie być jawny tutaj - dodał Andrzej Duda. Zaznaczył, że siatka płac w NBP została przez Adama Glapińskiego odziedziczona po Marku Belce.
Kontrolę wydatków NBP na pensję zaczęła Najwyższa Izba Kontroli. - Nie jesteśmy ślepi i głusi na te sygnały, które docierają na temat polityki płacowej w NBP - stwierdził prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Wyniki kontroli mają być znane w czerwcu.
Dziennikarze nieprzekonani: mało konkretów, kryzys wizerunkowy trwa
Dziennikarze komentujący na Twitterze konferencję przedpołudniową Narodowego Banku Polskiego zwrócili uwagę, że podano na niej tylko średnie zarobki dyrektorów. Nie poinformowano natomiast, ile wynoszą największe i najmniejsze.
- Wiemy, że dyrektorzy przeciętnie zarabiają 36k miesięcznie (ze wszystkimi dodatkami) i że żaden nie zarabia - średnio - 65k lub więcej. Czasami? Być może. Ile zarabia najlepiej opłacany dyrektor: nie wiemy - stwierdził Grzegorz Siemionczyk z „Parkietu”. - Wszystko ładnie i pięknie, ale oprócz przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia można też podać najwyższe i najniższe na dyrektorskim stanowisku w NBP. W NBP, w którym jest de facto 16 pensji, bo co kwartał jest premia w wysokości pensji - napisał Bartek Bogusławski z „Dziennika Gazety Prawnej”. - Precyzyjny komentarz NBP: pani dyrektor nie zarabia 65 tys. zł. A jak zarabia 63 tys. zł? Kuriozum - ocenił Agaton Koziński z „Polska The Times”.
- Konferencja NBP - nie dowiemy się, ile zarabiają panie Wojciechowska i Sukiennik. Przypominam, że oprócz pensji z NBP mają posady w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym i Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych - dzięki decyzji prezesa Glapińskiego. Za BFG Wojciechowska ma ok 11 tys. - zaznaczył Roman Imielski z „Gazety Wyborczej”.
Zdaniem niektórych dziennikarzy podanie na tyle niekonkretnych informacji o zarobkach w NBP nie wyciszy tego tematu w mediach. - O tej konferencji NBP będą jeszcze uczyć studentów komunikacji. Jak nic nie powiedzieć, wkurzyć dziennikarzy i obrazić opinię publiczną. Pokazowy przykład jak pogłębić kryzys wizerunkowy! - ocenił Łukasz Lipiński z „Polityki”. - Ta konferencja NBP to, za przeproszeniem, szczyt bezczelności i arogancji. Kryzys w NBP trwa w najlepsze - stwierdził Hubert Biskupski z „Super Expressu”. - Krótki wniosek z konferencji NBP: Kryzys trwa - zgodził się Michał Kolanko z „Rzeczpospolitej”.
- Po briefingu NBP na temat wynagrodzeń żadna z wątpliwości dotyczących wynagrodzeń najbliższych współpracowników prezesa nie została rozwiana - podsumował Grzegorz Siemionczyk.
Hoho! Prezesa Glapińskiego NIE będzie na konferencji o godzinie 10tej.
— Krzysztof Berenda (@k_berenda) 9 stycznia 2019
Na tej na której miał się wytłumaczyć z całej sprawy. Dwie panie o których najgłośniej też nie zasiądą za stołem.
Przypomnę, że konfa Glapińskiego o stopach procentowych dziś o 16. A więc pytania powrócą. pic.twitter.com/Qhd1WsZkUT
Zastrzeżenia wzbudził też fakt, że na konferencji nie było prezesa NBP. - Zaczęła się konferencja w NBP. Nie ma prezesa. Jedna z dyrektorek odczytuje oświadczenie NBP. Przewidziano dla dziennikarzy... trzy pytania - opisał Jan Kunert z TVN24.pl. - Dziwne, że w czasach tak rozwiniętego PR, nadal mają miejsce takie konferencje jak ta NBP. Sytuacja Banku jest teraz znacznie gorsza - ocenił Janusz Schwertner z Onetu. - Jeśli jakość tej konferencji miałaby świadczyć o kompetencjach dyrektor do spraw komunikacji... - napisała Kamila Ceran z TOK FM.
Dołącz do dyskusji: NBP nie ujawnia zarobków szefowej komunikacji, ale zapewnia, że wynoszą poniżej 65 tys. zł