SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Donald Tusk pokazał, że akceptuje taki styl komunikacji (opinie o taśmach)

- Jak jest kryzys to należy pokazać, że jest się liderem i mężem stanu. A premier wybrał strategię na przeczekanie: jest weekend, jest ciepło, wszyscy zapomną. Ale w weekend było chłodno - sytuację kryzysową w rządzie, związaną z „aferą podsłuchową” oceniają eksperci branży public relations.

W poniedziałek o godz. 15.00 na konferencji prasowej przed dziennikarzami stanął premier Donald Tusk. Zabrał on głos w sprawie taśm z nagranymi rozmowami ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z szefem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką oraz byłego ministra transportu Sławomira Nowaka i byłego wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza.

„Wprost” zapowiedź tekstu o nagraniach szokujących rozmów najważniejszych osób w państwie zamieścił w swoim serwisie internetowym już w sobotę ok. godz. 13.00 (więcej na ten temat). Wtedy też premier Donald Tusk napisał na Twitterze, że do sytuacji odniesie się dopiero po weekendzie. - Przykra sprawa. Nie lekceważę jej - zaznaczył prezes rady ministrów.

Jak ocenia Zbigniew Lazar, założyciel i prezes agencji Modern Corp, komunikowanie się z narodem przy pomocy 140 znaków na Twitterze w trakcie trwającej sytuacji kryzysowej jest liche z punktu widzenia wiarygodności premiera i rządu.

- Jeżeli jest kryzys to należy pokazać, że jest się liderem i mężem stanu. Natomiast czekanie przez kolejne dwa dni pokazuje, że Donald Tusk i jego otoczenie próbowali desperacko rozeznać się w sytuacji. Premier mógł nie wiedzieć, o co chodzi w „aferze podsłuchowej” kiedy publikował twitta. Dlatego wybrał strategię na przeczekanie: weekend, jest ciepło, wszyscy zapomną. Ale w weekend było chłodno i ta metoda stanowczo nie zadziałała - twierdzi Zbigniew Lazar.

Inaczej patrzy na to Dariusz Tworzydło, prezes zarządu spółki Exacto. - Twitter służy szybkiej, ale krótkiej wypowiedzi. Pozwala na natychmiastową reakcję. Udzielenie dłuższej wypowiedzi z pewnością pozbawiłoby premiera możliwości dogłębnej analizy i przygotowania się do polemiki. Zastosowanie Twittera jako nośnika pierwszej informacji było chyba najlepszym w tej sytuacji rozwiązaniem, z uwagi na konieczność szybkiego zajęcia stanowiska - uważa Dariusz Tworzydło.

Zbigniew Lazar mówi, że na miejscu premiera nie czekałby jednak do godziny 15.00 ze zwołaniem konferencji prasowej. - Kiedy jeszcze królowały media papierowe konferencję urządzano tak późno tylko wtedy kiedy nie chciano, żeby wnioski z niej znalazły się następnego dnia w prasie. Spin doctorzy premiera zapomnieli, że obecnie mamy portale społecznościowe i media elektroniczne. Premier powinien zwołać konferencję o godzinie 11.00, przed wystąpieniem szefa opozycji - wyjaśnia Lazar.

Szymon Sikorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations i agencji Publicon uważa natomiast, że procedowanie tego kryzysu oparte jest o działania rządu „zgodne ze sztuką”.

- Natychmiast poszła w świat informacja o konferencji prasowej. Czy 50 godzin to nie za długo? Nie, ponieważ dało to głównym graczom wystarczająco dużo czasu, by stworzyć odpowiednią strategię, przygotować oświadczenia, a nawet - jak pokazała „Kropka nad i” - przeszkolić główne postaci tejże historii - mówi Szymon Sikorski.

Sławomir Nowak zamieścił na swoim profilu na Twitterze gotowe oświadczenie o odejściu z Platformy Obywatelskiej pół godziny po zakończeniu konferencji Donalda Tuska.

Dariusz Tworzydło zauważa z kolei, że tych kilkadziesiąt godzin, które wyznaczył sobie premier od sobotniego wycieku nagrań do poniedziałkowej konferencji pozwoliło mu dostatecznie ocenić sytuację.

- Dało to czas na przemyślenia, analizę i ocenę materiału, który był już mocno eksploatowany w mediach. Z drugiej strony pozwoliło wybrzmieć większości oponentów, którzy bezpośrednio po konferencji prasowej mogli jedynie powtarzać tezy, które już wcześniej zaprezentowali. Po trzecie, długi czas od momentu upublicznia nagrań do konferencji prasowej pozwolił na bardzo dokładne przygotowanie odpowiedzi. Zatem z pewnością dla premiera odłożenie w czasie konferencji prasowej było korzystne - mówi prezes spółki Exacto.

Oceniając przebieg samej konferencji w kancelarii prezesa rady ministrów, Zbigniew Lazar wskazuje na zdenerwowanie Donalda Tuska, które było wyczuwalne tuż po jej rozpoczęciu. - Język ciała premiera był straszliwy: nerwowe ruchy rąk, gesty. Mówił o rzeczach poważnych, a cały czas nerwowo chichotał - mówi prezes Modern Corp. Jego zdaniem, przy tak ważnym temacie poruszanym na spotkaniu z dziennikarzami nie wypada rzucać słownych żartów. - Padały poważne oskarżenia: od obcych wywiadów po zaniechanie ze strony służb. Na takie tematy premier żadnego kraju nie powinien żartować - twierdzi Lazar.

- Przez pierwsze 15 minut premier nie odpowiadał konkretnie na żadne pytania, aż dziennikarze zaczęli zwracać mu uwagę. Próbował lawirować, na pytania, na które odpowiedzieć mógł krótkim zdaniem odpowiadał „na około”. Wystarczyło tak naprawdę zrobić krótką konferencję, przekazać stanowisko rządu i odpowiedzieć na cztery pytania. Ta godzina niczego istotnego nie wniosła - ocenia Zbigniew Lazar.

Zupełnie inne zdanie ma prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations Szymon Sikorski. Uważa on, że wizerunek Donalda Tuska nie ucierpiał podczas konferencji. - Rząd doskonale zarządza opinią publiczną i relacjami z opinią publiczną. Nie jest niczym nowym, że doradcy PO to świetni fachowcy, co widać i w tym przypadku. Widać przemyślane działania, widać konsekwencję, widać kierunki komunikacyjne. Premier jak zwykle bardzo dobrze wypadł na konferencji prasowej. Rząd nie dał się zepchnąć do defensywy - wylicza Sikorski. - Prawda jest też taka, że więcej będziemy mogli powiedzieć za kilka miesięcy, kiedy będziemy wiedzieć o tej sprawie więcej. Bo co wiemy dziś? Naprawdę, zbyt mało, by wydawać jakiekolwiek sądy - dodaje.

W opinii Dariusza Tworzydło, przebieg konferencji prasowej będzie jednym z elementów, które wpłyną na zmiany w sondażach. - Nie oznacza to jednak, że sama konferencja była źle przygotowana, bowiem znalazło się w niej miejsce i na oświadczenie, i na odpowiedzi na pytania ze strony dziennikarzy. Jednak czego innego oczekiwała opinia publiczna - zaznacza prezes spółki Exacto. Jego zdaniem, w wystąpieniu prezesa rady ministrów zabrakło decyzji personalnych. Mogłyby pokazać go jako stanowczego i potrafiącego wyciągać wnioski z wcześniejszych sytuacji, które były podobne i związane z innymi aferami podsłuchowymi. - Premier pokazał, że w pewnym stopniu akceptuje taki styl komunikacji pomiędzy osobami ważnymi z punktu widzenia państwa - podsumowuje Dariusz Tworzydło.

Zbigniew Lazar przypomina, że podobny błąd popełnił przed tegorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Jedna z członkiń jego rządu, minister Maria Miller, szefowa resortu kultury, mediów i sportu, została w kwietniu oskarżona przez media o nieuczciwość w rozliczaniu służbowych wydatków. - Cameron zamiast zdymisjonować ją natychmiast odczekał dwa dni, w trakcie których media miały używanie. Zwolnił ją w końcu, ale w atmosferze ogromnego skandalu i tuż przed eurowyborami, w których jego partia straciła dużo mandatów. Pojawiły się spekulacje, że Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa pod wodzą Nigela Farage’a zebrała głosy wyborców partii Davida Camerona, zdegustowanych tym, że premier przez dwa dni udawał, że nic się nie stało. W tej chwili Donald Tusk robi to samo - mówi nam: nic się nie stało, rodacy - porównuje Zbigniew Lazar.

Szymon Sikorski inaczej patrzy na strategię wizerunkową PO na kolejne dni „afery podsłuchowej”. Korzysta też z innego porównania.

- Twardy elektorat Platformy to wielkomiejski tłum. Przecież oni wiedzą, jak się robi politykę w Polsce. Spotykają się z praktykami „załatwiania” na co dzień - w pracy, w przedszkolu, w szkole, na spotkaniach towarzyskich - wylicza. - Emanacją takiego poglądu jest choćby wpis Kominka, który napisał, że „ta afera to nic, on to wie”. Ten post miał na FB co najmniej tyle samo udostępnień, co oryginał „Wprost”. Więc twardy elektorat nie będzie ruszony. W czasach, gdy naszym bohaterem jest Frank Underwood, rozmowa ministra Sienkiewicza z prezesem Belką to i tak polski zaścianek i ocieranie się o wielką politykę. I doradcy Platformy doskonale o tym wiedzą, bo właśnie taką linię ustawili - mówi nam Szymon Sikorski.

Dołącz do dyskusji: Donald Tusk pokazał, że akceptuje taki styl komunikacji (opinie o taśmach)

26 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
analityk
W każdym NORMALNYM kraju premier podał by się do dymisji. a bohaterowie stanęliby przed Trybunałem Stanu. W Polsce Tuska nienormalność to normalność.
odpowiedź
User
obiektywny
Premier pokazal klase I kulture Decyzje podejmuje sie po zbadaniu sprawy.
odpowiedź
User
obiektywny
Premier pokazal klase I kulture Decyzje podejmuje sie po zbadaniu sprawy.
odpowiedź