Naczelni o publikacji „Wprost” o Romanie Giertychu: uderza w mecenasa, ale kierują tym niskie pobudki
Opublikowanie przez „Wprost” rozmowy z Romanem Giertychem burzy jego wizerunek i ujawnia obyczajowo obrzydliwą historię, ale kierują tym niskie pobudki - publikację tygodnika oceniają Bogusław Chrabota, Sławomir Jastrzębowski i Jadwiga Sztabińska.
W bieżącym numerze tygodnika „Wprost” ukazał się artykuł napisany w oparciu o nagraną rozmowę Romana Giertycha z dziennikarzami Piotrem Nisztorem i Janem Pińskim. Nagranie dostarczył Nisztor, on również miał włączony dyktafon w trakcie spotkania, do którego doszło w kancelarii Giertycha w 2011 roku. Mężczyźni rozmawiali m.in. na temat książki o Janie Kulczyku. Nie stronili również od niewybrednych żartów.
„Wprost” pierwotnie zapowiadał publikację zapisu rozmowy, co zostało odczytane jako publikacja stenogramu (do tej pory nagrania z podsłuchanych taśm ujawniano w takiej formie). Finalnie w tekście znalazły się powycinane fragmenty wypowiedzi mecenasa, z kolei wypowiedzi Piotra Nisztora zostały opisane. Natomiast na okładce tygodnika napisano, że Roman Giertych „chciał tworzyć grupę, która będzie wymuszała pieniądze od najbogatszych Polaków”.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, nie uznaje publikacji „Wprost” za dziennikarstwo śledcze.
- Materiał jest haniebny pod względem warsztatowym, bo wszystko w nim jest „uszyte” pod z góry założoną tezę. Autorzy nie dali nam szansy zapoznania się ze słowami Piotra Nisztora. Te są omawiane, w przeciwieństwie do gęstych cytatów z Romana Giertycha - mówi Wirtualnemedia.pl Bogusław Chrabota.
Naczelny „Rzeczpospolitej” uważa, że taki sposób redagowania tekstu pozbawia czytelnika możliwości samodzielnego rekonstruowania kontekstu. - Samo nagrywanie kolegów podczas alkoholowej imprezy uważam za niegodne - podkreśla.
- Ważne jest pytanie dlaczego Piotr Nisztor czekał trzy lata na upublicznienie wiedzy o tym, że Giertych usiłuje stworzyć grupę przestępczą? Powinien od razu ujawnić tę historię, bądź powiadomić prokuraturę. Ta zwłoka musi nasuwać podejrzenia, że chodziło o „haka” na Giertycha, czyli materiał do szantażu - zauważa Bogusław Chrabota.
W opinii Chraboty, czytelnik może mieć wrażenie, że publikacja fragmentów nagranej rozmowy z Romanem Giertychem jest próbą zemsty na mecenasie. - Giertych w jej trakcie nie był już czynnym politykiem, ani człowiekiem pełniącym ważne role publiczne. Gdyby był aktywnym politykiem to publikacja tego nagrania miałaby sens. Co więcej, należałoby to opublikować je niezwłocznie. Opublikowanie tej rozmowy teraz ujawnia obyczajowo obrzydliwą historię, ale kierują tym niskie pobudki - twierdzi naczelny „Rzeczpospolitej” (przeczytaj pełną wypowiedź).
Jadwigę Sztabińską, redaktor naczelną „Dziennika Gazety Prawnej”, również bulwersuje podsłuchiwanie i nagrywanie prywatnych rozmów, a tym bardziej upublicznianiem ich po latach. - Wywołuje to we mnie moralny niesmak - mówi nam naczelna „DGP”.
Sztabińska zwraca uwagę na sposób publikacji nagrania rozmowy Romana Giertycha, Piotra Nisztora i Jana Pińskiego.
- Z wypowiedzi Giertycha w tekście znajdują się cytaty dosłowne, a wypowiedzi Nisztora w nim nie ma. Nie chcę mówić, że jest to rodzaj manipulacji, ale mam wątpliwości co do obiektywności takiego sposobu prezentacji. Brakuje też stenogramów na stronie internetowej. Cóż więc takiego pan Nisztor mówił, że czytelnik nie może do tego sam zajrzeć? - pyta Sztabińska.
Redaktor naczelna „DGP” podkreśla, że do tej pory czytała zapisy podsłuchanych rozmów we „Wprost” i sama wyrabiała sobie opinię na temat ich bohaterów. - Mogłam zajrzeć na stronę internetową, przesłuchać czy przeczytać całość. Tu jest inaczej. Rodzi się więc kolejne pytanie: czym się kierowała redakcja, że w taki sposób sprzedała te taśmy czytelnikom? Wygląda to tak: pokazujemy wam, co mówił Giertych, a jeśli chodzi o dziennikarza, który z nami współpracuje to damy wam tyle, ile uważamy - zauważa Jadwiga Sztabińska.
Zdaniem Jadwigi Sztabińskiej, powstanie artykułu o Romanie Giertychu, w którym zawarto fragmenty prywatnej rozmowy sprzed trzech lat, mogło być podyktowane chęcią odegrania się na mecenasie. - Ale czy jest to zemsta? Nie umiem powiedzieć. Latkowski musiał być przygotowany, że po uruchomieniu akcji z taśmami osoby, które są ich bohaterami będą sięgały do jego przeszłości. Mam wrażenie, że w tym momencie chodzi już tylko i wyłącznie o sprzedaż tygodnika. Choć wydaje się, że od samego początku właśnie to było powodem publikacji zapisów z podsłuchanych rozmów - przyznaje.
- Zaczynam się za to bać poziomu dziennikarstwa i obserwowanego odstępowania od przyjętych standardów. Publikacja „Wprost”, sposób jej podania czytelnikom, jest działaniem przeciwko nam, mediom. Odbiega dość daleko od standardów sztuki dziennikarskiej oraz stawia pod dużym znakiem zapytania obiektywizm i rzetelność redakcji „Wprost” - mówi Jadwiga Sztabińska.
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”, ocenia, że artykuł, w którym upubliczniono treści prywatnej rozmowy dziennikarzy z Romanem Giertychem burzy wizerunek mecenasa. - Pytanie: jak bardzo? - zastanawia się. - Zarzut powoływania grupy hakowej, wyciągającej pieniądze od biznesmenów, z którym występuje „Wprost” jest niezwykle poważny. Powinna zająć się tym prokuratura - twierdzi Sławomir Jastrzębowski.
- Celowość materiału opublikowanego przez tygodnik jest o tyle trafiona, że mecenas Giertych pokazuje w nim inną twarz. Widzimy człowieka, który - jeżeli prawdą jest to, co sugeruje „Wprost” - nie do końca swoich klientów traktuje priorytetowo, raczej jako źródło pieniędzy. Z etyką adwokacką ma to niewiele wspólnego. Nie wyobrażam sobie reprezentowania mojej osoby przez kogoś takiego jak Giertych - mówi Jastrzębowski.
Zdaniem naczelnego „SE”, konflikt pomiędzy Romanem Giertychem a częścią redakcji „Wprost” wchodzi w zupełnie nową fazę. - Giertych zaczyna okładać stronę przeciwną pałami, mówi o „przestępstwach”, „gangsterach” w odniesieniu do Sylwestra Latkowskiego - zauważa Sławomir Jastrzębowski. Zaznacza on również, że Roman Giertych jest adwokatem i doskonale zna instytucję zatarcia skazania. - Nie powinien więc w ogóle używać takich określeń. Z drugiej strony, po tak dużej agresji, z jaką atakował tygodnik „Wprost”, mógł się spodziewać, że redakcja sprawdzi, czy on rzeczywiście jest kryształowym człowiekiem - ocenia naczelny „Super Expressu”.
- Okazało się, że do końca kryształowy nie jest skoro w obecności dziennikarzy pozwolił sobie na taką rozmowę, o której napisał "Wprost". To jest rozmowa przy alkoholu, wtedy mówi się różne rzeczy. Nie należy jednak zapominać o starej łacińskiej sentencji „in vino veritas”, czyli w winie prawda - mówi Sławomir Jastrzębowski (przeczytaj pełną wypowiedź).
W kwietniu br. średni nakład „Wprost” wynosił 116 617 egz., a średnia sprzedaż ogółem - 51 660 egz. (według danych ZKDP - zobacz wyniki wszystkich tygodników opinii). Przy czym trzy ostatnie numery pisma, z nagraniami podsłuchanych rozmów, rozeszły się w dużo większej liczbie: 163 tys., 300 tys. i 250 tys. egz. (więcej na ten temat). Dwóch pierwszych zaczęło brakować w kioskach już po dwóch dniach sprzedaży.
Dołącz do dyskusji: Naczelni o publikacji „Wprost” o Romanie Giertychu: uderza w mecenasa, ale kierują tym niskie pobudki